Najdalej na północ wysunięty brzeg włoskiej Gardy. Unikalny, śródziemnomorski klimat tego jeziora nawet w styczniu zaskoczył nas pogodą i aurą- tak skrajnie różną od alpejskiej zimy w (bardzo) pobliskiej Dolinie Słońca (Val Di Sole) w Dolomitach. Na szczęście, równie słoneczną!
Jezioro Garda, największe i najczystsze jezioro polodowcowe Włoch, leży dokładnie na granicy trzech bogatych regionów: Trydentu, Wenecji Euganejskiej i Lombardii. Wczesną wiosną zeszłego roku, tuż po kilku dniach w Dolomitach, na pierwszych nartach w wysokich górach z Leo, dokładnie zjechaliśmy jego wschodnie, oliwne wybrzeże (właśnie w części Wenecji Euganejskiej) o czym więcej znajdziecie tutaj i tutaj. Nie przesadzę, jeśli powiem, że zakochaliśmy się w tym miejscu. Nie spodziewaliśmy się, że będzie tu AŻ TAK pięknie. Od razu wiedzieliśmy, że chcemy tu wrócić, i to nie raz.
Dlatego w tym roku, gdy tylko okazało się, że mamy 7 dni na narty i zdecydowaliśmy się znów na Dolomity, było bardziej niż oczywiste, że co najmniej jeden z nich spędzimy "po drodze", nad Gardą.
Tym razem postanowiliśmy przyjrzeć się jego najbardziej wysuniętemu na północ punktowi.
Riva Del Garda!
Miejscowość licząca sobie 17 tysięcy stałych mieszkańców, geograficznie leży jeszcze w Trydencie (Trentino-Alto Adige/Südtirol). Jest to dokładnie koniec Alp. Kontrast ośnieżonych szczytów i zielonych palm jest niesamowity. Jedną nogą jesteś w zimowych górach, drugą w śródziemnomorskiej wiosennej krainie. A najfajniejsze jest w tym to, że z Val do Sole, gdzie jeździliśmy na snowboardzie, do pierwszej palmy, zwiastującej ciepło, jechaliśmy niecałe... 2h!
Zaparkowaliśmy w samym centrum miasteczka, na parkingu przy Via Filzi 3 i od razu, z marszu, dostaliśmy obuchem w łeb jeśli chodzi o wrażenia wizualne. Synonim wakacji, czyli palmy, soczysta zieleń, do tego strome góry w tle, no i zabawki dla dzieci na sporym placu zabaw. Cała nasza trójka miała banana na twarzy 😀
W środku stycznia było 11-13 stopni Celsjusza. Uderzyła nas ta pięknie utrzymana zieleń, bliskość bardzo stromych zboczy gór oraz... pustka. Nie przesadzę, jeśli powiem, że byliśmy tam chyba jedynymi turystami. Otwarta była zaledwie jedna knajpka, w której mogliśmy coś zjeść i wypić. Dla niewtajemniczonych- w lato ta miejscowość, jak cała reszta cudnych miasteczek nad Gardą, zmienia się w prawdziwy kurort z tłumami na ulicach i na jeziorze, z mnóstwem knajp i barów. Tak, nie byliśmy a wiemy 😀 Klasyka blogerska! Ale nie obawiajcie się, nie oszukujemy, wiemy to z dobrego źródła-od mieszkających tam znajomych;)
Ta pustka pozwoliła w spokoju i w dziwnej, sennej, zimowo-wiosennej aurze wczuć się w klimat małego włoskiego miasteczka. Dzieciaki wracały ze szkoły, Włoszki pozdrawiały się na ulicy ( i z tej kawiarni czy tez baru, gdzie siedzieliśmy przez chwilę), eleganccy Włosi spijali kolejne tego dnia espresso.
Choć był to dokładnie środek tygodnia, panowała lekko niedzielna atmosfera, a odpowiedzialna za nią była pora dnia, w którą się wstrzeliliśmy, czyli: Siesta!;) A może po sezonie panuje ona tam całymi dniami?
Co można zobaczyć w Riva Del Garda?
Przede wszystkim- Jezioro Garda! Ta część jeziora, bardziej wietrzna, węższa i otoczona najwyższymi górami, poza pięknymi widokami oferuje latem prawdziwy raj dla windsurferów.
Z tego punktu kursują rejsy w chyba każdy zakątek Gardy. Wypożyczalnie, poza całym spektrum klasycznych łodzi na wynajem, oferują również wersje dla osób bez patentu żeglarskiego. Motorówkę może wynająć każdy posiadający zwykłe prawo jazdy (na silnik max 40 km) na 4 lub 8 godzin. Takie łodzie mogą być nawet dziesięcioosobowe! Hitem jest wypłynięcie z dziećmi (w kapokach oczywiście) na środek jeziora i skakanie do lazurowej wody wprost z łodzi... Można tak spędzić cały dzień! Koszt od 170 euro plus obowiązkowe ubezpieczenie 20 Euro, oraz paliwo.
Pierwszym budynkiem, który od razu przypomniał mi miasteczko Sirmione leżące dokładnie na drugim krańcu jeziora, był zamek w centrum miejscowości. Również tutejszy Rocca Castle posiada wokół murów fosę/kanał z wodą z jeziora. Dla ścisłości: w obydwu przypadkach fosa jest tylko od strony lądu, jednym bokiem zamki leżą bowiem "w jeziorze". Aktualnie w antycznym (pierwsze wzmianki z 1124 roku) Rocca Castle siedzibę swoją ma Muzeum Miejskie.
Centralny plac, czyli Piazza 3 Novembre- nie sposób tu nie trafić, to po prostu punkt główny, prawie końcowy deptaku wzdłuż jeziora. Otoczony włoskimi, a raczej trydenckimi kamieniczkami (podobno w stylu nawiązującym do austriackiego i szwajcarskiego stylu alpejskiego, ale ja jakoś tego nie poczułam), czyli aktualnie głownie hotelami ,z najwyższym punktem w postaci starej wieży Torre Apponale. Niestety wieża była jeszcze zamknięta do zwiedzania, z checią wdrapałabym się na jej szczyt żeby zobaczyć to wszystko z góry.
Z dołu wyraźnie widać dwie budowle zawieszone na stromych zboczach. Są to ruiny dawnej twierdzy, tzw. Bastion, oraz kościółek Santa Barbara Church. Do obydwu tych miejsc można dojść spacerem/trekingiem po górach (określenie w zależności od Waszej sprawności). Do kościółka idzie się około 1h 40 minut, bastion zdobędziemy szybciej, po około pół godzinnym spacerze.
Jeśli jeszcze mało Wam będzie chodzenia, zawsze można się wybrać dookoła jeziora, choćby kawałek słynną szosa rowerowo-trekingową Old Ponale Road Path. Garda w tym miejscu jest bardzo wąska a góry bardzo wysokie- kompletnie odwrotnie do swojej południowej części, która wygląda jak małe morze. Jest co podziwiać z każdej strony, gdziekolwiek by się spacerowało, czy jechało samochodem.
Jedyną kanjpą w całym mieście, która była czynna w styczniu była Bar-Gelateria Al Lago przy Piazza Cesare Battisti 3. Dorwaliśmy stolik na zewnatrz, zdjęliśmy kurtki i korzystaliśmy ze słońca i dosłownie letniej temperatury w takim zacisznym miejscu. Pizzy dla dzieci to tam nie polecamy, ale aperola i kawę- owszem:)
Jak tam dotrzeć?
My dolecieliśmy samolotem do Bergamo (lotnisko Orio al Serio) z Warszawy MODLINA 😀 tanimi liniami Ryanair. Bilet kosztował jakieś 120 zł za osobę w dwie strony. Na lotnisku odebraliśmy zamówione wcześniej auto z wypożyczalni. Pierwszy raz była to wypożyczalnia Sycili By Car- poza brudnym samochodem (!!!) wszystko było ok, nawet pierwszy raz w historii wszechświata zwrócono nam depozyt już następnego dnia po oddaniu auta. Czasami czekaliśmy na to nawet dwa tygodnie, albo jak w wypadku Europcar półtora roku temu- do tej pory nie dostaiśmy pełnego zwrotu, gdyż wypożyczalnia naliczyła sobie jakieś dodatkowe opłaty, cholera wie skąd. Reklamacja do dziś nie została nawet rozpatrzona, co jakiś czas dostaję maila, pt. "dziękują za cierpliwość ale mają dużo pracy"... Wypożyczalnię Sycili By Car wybraliśmy właśnie ze względu na najmniejszy depozyt, jaki miał być blokowany na karcie przy wypożyczeniu auta (800 euro, przy czym inne wypożyczalnie życzyły sobie nawet 2000 euro). Na 7 dni opłata za auto wyniosła nas 480 zł.
Dla zmotoryzowanych - jeśli jedziecie akurat na narty, tak jak my, ale z Polski samochodem, to niestety Garda nie będzie po drodze. Ale będzie bardzo blisko i szczerze polecamy wybrać się nad nią chociażby na jednodniową wycieczkę, np. gdy dopadną Was największe zakwasy i kryzys trzeciego dnia;). My z Val di Sole, a dokładnie z Marillevy 1400, mieliśmy tutaj niecałe 2h drogi. Zaparkowaliśmy na parkingu w samym centrum miasta (raptem 1 euro za godzinę), tuż przy pięknie położonym placu zabaw.
Przyznacie, że to był dobry pomysł na minimalizację rozpaczy po wyjeździe z pięknych Dolomitów;) Przyjechaliśmy tu tylko po to żeby poczuć nieco innego niż w górach ciepła włoskiego słońca, napatrzeć się na tą architekturę, tak różną od alepejskich wiosek. Szczególnie od architektury w Marillevie 1400, ale o tym już następnym razem! 🙂
a na deser, jedno ze zdjęć zrobionych nam Canonem przez Leo! Jakby ktoś się jeszcze raz zapytał, po co jeździ się z dziećmi na wakacje... ;))