Włochy.
Kraj, który ma wszystko, co kochamy: Alpy, morza (tak, w liczbie mnogiej), wina, pyszne jedzenie, średniowieczne miasteczka, słońce. Mogłabym się rozpisywać godzinami o tym, co we Włoszech już widzieliśmy, a co chcemy zobaczyć, a co nam się spodobało najbardziej, a co byśmy chcieli oglądać na co dzień blablabla.
"Każdy człowiek cywilizowany ma dwie Ojczyzny- własną i Włochy"
rzekłbył Henryk Sienkiewicz jakiś czas temu.
Jednym z najpiękniejszych miejsc, które do tej pory udało nam się w życiu zobaczyć , i które jednocześnie sprawiło, że zapragnęliśmy mieć podwójne obywatelstwo, albo przynajmniej pozwolenie na pobyt stały jest:
Jezioro Garda.
To idealny kompromis pomiędzy morzem, a jeziorem: śródziemnomorska roślinność, łagodny klimat, ośnieżone górskie szczyty jako dopełnienie cudnych, pocztówkowych widoków, przepiękny kolor i świetna infrastruktura. Największe i podobno najczystsze jezioro Włoch. Blisko w Alpy, blisko na wybrzeże, świetnie skomunikowane z resztą kraju. Same ochy i achy, i to nie przesadzając.
Spędziliśmy nad tym jeziorem kilka dni, mieszkając u znajomych, rodziny polsko-włoskiej, wczesną wiosną tego roku. Wracaliśmy z krótkiego pobytu w górach (o Andalo pisałam tutaj a o wiośnie w Alpach tutaj). W planach mieliśmy objechanie całego jeziora, jednak gorączka Leo i jego mały spadek formy pośrodku wyjazdu sprawiły, że zrezygnowaliśmy z części atrakcji w imię odpoczynku naszego malucha. Apteczka zabierana w każdą podroż w końcu się, niestety, przydała, i na szczęście pomogła. Leo wydobrzał przez jedną noc i już nie mógł usiedzieć w domu. Podróże z dzieckiem mają to do siebie, że trzeba być nastawionym na szybką zmianę planów. Nam zazwyczaj te zmiany planów wychodzą, jak się okazuje po fakcie, na dobre:) Tak też było i tym razem, gdy z racji braku chęci na zbytnie oddalanie się od domu uważnie obejrzeliśmy to, co mieliśmy najbliżej.
Takim sposobem trafiliśmy w miejsce, dokładnie pośrodku tego pięknego jeziora, nie figurujące raczej w przewodnikach czy nawet w polskiej Wikipedii, które odkryliśmy zupełnie przypadkiem i zakochaliśmy się od pierwszego... cyprysa:) Opowiem więc o nim jako pierwszym, spośród wielu pięknych miejsc nad Gardą, czy w jego okolicach, które udało nam się zobaczyć.
Przed Państwem, kwintesencja romantyczności Lago di Garda:
Punta San Vigilio!
Zaczyna się niepozornie, od nieco przyblakłej tablicy reklamowej wzdłuż drogi nad Gardą, przy której zatrzymaliśmy samochód skuszeni ładnym, przyblakłym, jak wspomniałam na początku zdania, widoczkiem. Mały, darmowy parking, był prawie pusty. Brama, o dziwo, otwarta, a tuż za nią cyprysowa aleja. Albo nie, inaczej! Długa, piękna aleja z wielkich cyprysów (nie jak Thuje u wszystkich sąsiadów na balkonach. CYPRYSY) jakich w życiu chyba nie widziałam, których wielkość zdradzała, że wczoraj ich tu nie posadzono, a których widok w połączeniu z palącym słońcem mimowolnie nastrajał na śródziemnomorski klimat.
Cypel Punta San Vigilio przedziela jezioro na dwie strefy, tą bardziej górską, nieco chłodniejszą, węższą i wietrzniejszą- na północy i tą bardziej śródziemnomorską, cieplejszą- na południu. Winserfery na północ, opalacze na południe!
Leżący na prawym brzegu Gardy cypel to niezwykłe miejsce. Niezmienne podobno od 500 lat. Ciekawe jak stare były te cyprysy. Na pewno trochę lat miały i raczej są bardzo ważne dla miejscowej ludności, skoro jeden z nich, zwalony podczas wichury w 1980-którymś nadal leży w tym samym miejscu, tylko z tabliczką informującą kiedy "zmarł".
Tą właśnie aleją wkraczamy na teren małego, malowniczego półwyspu.
Choć my odkryliśmy to miejsce dopiero w A.D. 2017, i trafiliśmy na przedsezon czyli wyjątkową, jak na to miejsce scenerię bez zbędnego pierwiastka ludzkiego w kadrze, okazuje się, że miejsce to było znane ludzkości od bardzo dawna. Co więcej, nie byle jakiej tam, zwykłej ludzkości.
Do San Vigilio od XV w przyjeżdżali sławni goście, między innymi Księżna Parmy Maria Ludwika, król Neapolu, cesarz Rosji Aleksander, Winston Churchill, Laurence Olivier, Vivien Leigh oraz książę Anglii Karol. Wyobrażacie to sobie, od XV w! To są dopiero pionierzy turystyki. Gdy u nas trwała Bitwa pod Grunwaldem, tutaj uprawiano jakąś pierwotną formę plażingu, gdy Jan Gutenberg wynajdował właśnie druk, tutaj żaglówki cumowały przy przystani przy nowootwartym barze, gdy odkrywano Przylądek Dobrej Nadziei, Amerykę, Azory i Brazylię... w San Vigilio otwierano zajazd.
Tak więc, miejsce z tradycjami! Turystycznymi. A my odkryliśmy to zupełnie niechcący, powtórzę się, wiem, ale takie odkrycia zostają w pamięci na długo. Nie wiedząc za bardzo, gdzie jesteśmy, przechadzaliśmy się pomiędzy starymi budynkami, zaglądaliśmy za zamknięte jeszcze bramy, zrobiliśmy wielkie 'łał' na widok drzewka oliwnego wielkiego jak stodoła, podświadomie czuliśmy zachwyt tysięcy osób, które zachwyciły się tym cudem przed nami. Tabliczka na bramie hotelu informowała, że otwierają dokładnie za kilka dni, więc byliśmy świadkami wielkich, pozimowych porządków, pucowania całego terenu przed przyjazdem hordy letnich gości.
Co jest dalej? Między innymi willa z XVI w, kaplica z XI w, dawny zajazd, obecnie hotel i restauracja (XV w), zatoka z XIV w,bar z XV w, Zatoka Syren (Baia delle Sirene),drzewko oliwne z XI w (!!!!), rotunda z romańskimi popiersiami,ogród Venus/dom cytryn, ogród Apollo i... lądowisko dla helikoptera, a co!
Co tu dużo gadać, zobaczcie kilka fotek z naszych odwiedzin tego miejsca i sami oceńcie, czy warto tak przeżywać jakieś tam starocie nad jeziorem:)
Gdzie jesteśmy?
Dojazd z lotniska w Bergamo, 117 km, 1h 25'.
Plan sytuacyjny:
Aleja Cyprysów
Drzewko oliwne z XI w
Willa XVI w
Na samy końcu cypla i na samym końcu alei cyprysów. Obecnie w prywatnych rękach.
Venus Garden
Było to cytrynarium (?). Jest w ogóle takie słowo? Tak czy inaczej, był to jakby dziedziniec, albo mur udający z zewnątrz dom, bez dachu, ale za to z potężnym drzewem, którego gałęzie upięto w poziomie tak, aby ten dach udawały. A po środku od 500 lat rosną cytryny, z tego co widzieliśmy raczej nie bez przerwy, bo te które są tam aktualnie, są po prostu zbyt małe, Szerloki. Jeśli rzeczywiscie to dokładnie to miejsce (zaznaczone na mapce obiektu dość luźno) to była to taka włoska starożytna szklarnia, która nie potrzebuje szkła ani osłony bo i tak tam jest tak ciepło, że cytryny rosną świetnie:D
I te drzwi, bez drzwi, ale za to z jakim widokiem!!! Piękno nie do opisania.
Baia delle Sirene (Zatoka Syren)
Uwaga, tu nas nie było! Bo jeszcze było zamknięte;) Ale nie mogę się powstrzymać, żeby nie pokazać Wam jak wygląda to miejsce... nie pytajcie skąd mam to zdjęcie, nie ukradłam nikomu ale wstyd się przyznać:D Jak zapytacie to powiem;))
Zatoka (port?) z XIV w.
Najbardziej malownicze miejsce, które widziałam od dawna. Wybaczcie ilość zdjęć ale nie mogłam tego ogarnąć jednym kadrem, amatorzy tak mają. Na miejscu wszystkich amatorów malarstwa gnałabym w to miejsce po inspirację!
Hotel i restauracja XV w
Za moimi plecami, niestety jeszcze nieczynne, więc ominą Was tym razem moje wynurzenia na temat cudownej włoskiej kuchni. Skąd wiem, że cudownej? Jakoś nie mogę sobie wyobrazić, żeby w takim miejscu mogli podawać coś niedobrego :O
Bar- Taverna XV i XVI w
I to się nazywa bar z tradycjami! Delektowano się w tym miejscu, przy tych stoliczkach (no może nie koniecznie tych samych) winkiem i podziwiano widok na masywy Alp majaczące w oddali juz w XV wieku! Robi wrażenie.
PODSUMOWUJĄC:
Jest to naszym zdaniem najbardziej malownicze miejsce nad Jeziorem Garda, oczywiście spośród tych, które widzieliśmy my! Jeśli macie inne typy, z chęcią poznamy, bo nad to jezioro po prostu już wiemy, że wrócimy na pewno.
Żebyście nie myśleli, że my tak jednostronnie i wybiórczo, pokażemy Wam w następnych postach co jeszcze poza Punta San Vigilio można zobaczyć nad Gardą! Stay tuned, jak mawia młodzież!
(chyba jeszcze tak mawia, nie?;/ )
Ps. w tym miejscu na prawdę można nocować! Hotel na cyplu: Locanda San Vigilio.