Wakacjować i nie zwariować. Podlasie i prawieMazury bocznymi drogami

Środek wakacji+ Piękna pogoda = Wszędzie tłumy! Tzn. wszędzie tam, gdzie przeciętny turysta chce się znaleźć w środku lata, gdy pogoda dopisuje. Niestety przeważnie turyści mają te same cele i to samo im się podoba. Niestety w takim wypadku nawet najbardziej urokliwe miejsce staje się obrzydliwe, tłoczne, spocone i śmierdzące. Dlatego tak nienawidzę zatłoczonych: Zakopanego, Krupówek, Helu, Władysławowa. W wakacje Mikołajek, nawet mojego ukochanego kiedy indziej Sopotu! (Darłowa tutaj nie wpisuję w jedną grupę z powyższymi albowiem akurat z pozycji lokalesa cieszyliśmy się zawsze z nadejścia kolorowego lata i bladych turystów).

Fajne spędzenie urlopu? Raczej nie. Raczej irytacja, utwierdzenie się w przekonaniu, że wyjeżdżanie z własnego balkonu jest bez sensu, kłótnie, stres i kres wytrzymałości. To już nawet nie chodzi o to, że Polacy na wakacjach w Polsce to sami Kiepscy, jak to ostatnio niezbyt trafnie określiła jedna z prezenterek telewizyjnych. To raczej czynnik Kiepskiego, który uwalnia się w każdym z nas w takich właśnie okolicznościach przyrody.  Nie ma co zaprzeczać, Kiepski rodzi się w każdym normalnym skądinąd człowieku, rzuconym w tą wakacyjną masakrę lodem nienaturalnym.

Są na szczęście jeszcze takie drogi, które przemierza jeden na 8377649 turystów. Tam tłumów nie ma. Nie ma kijków od selfie, nie ma wrzasków i kolejek, grających uszojebnych maszyn, lodów naturalnych inaczej.

Z drugiej strony, nie ma też restauracji, placów zabaw dla dzieci i dyżurnych lekarzy więc niestety od czasu do czasu trzeba z nich zjechać i zatopić się w tłum.

I dlatego tak lubię Podlasie, Bieszczady, objeżdżanie granic, nieznane Mazury, rozmowy z miejscowymi, którzy potrafią wskazać ukryte cudeńka.

Tak tez było i tym razem. Nie mogliśmy się zdecydować co chcemy robić w weekend, więc padło na WszystkoNaRaz : prawieMazury, Podlasie, jezioro, motorówka, granice, Tatarzy. Trochę wspomnień i trochę całkiem nowych dróg.

Ale po kolei.


Stajnia Zamczysk

Gospodarstwo agroturystyczne, w którym nocowaliśmy pierwszej nocy. Info z neta: Tuż nad Białymstokiem, w drodze na Mazury, koniki, kurki, fajnie urządzone wnętrza, bardzo mili gospodarze, cena 190 zł za trzy osoby. Cud miód i orzeszki. To tle jeśli chodzi o informacje ze strony Booking.com. Na miejscu okazało się, że nie doczytaliśmy, że łazienka osobno, pokój jakiś taki mało przytulny, dziecko dwuletnie opłacane jak dorosły, w stajni koni brak. Tzn. był jeden koń i był też kuc. I były owieczki. O przyjeździe o 23.30 ze śpiącym i wymagającym ogarnięcia Leosiem na rękach musiałam szukać gotówki, bo płatne w systemie JUŻ-TERAZ-JUŻ-DAWAJ-NIE-SPAĆ-PŁACIĆ. Muchy chyba nie ogarnęły, że nie ma koni bo działały skrupulatnie przy śniadaniu (pyszna jajecznica z jaj kurek tamże hodowanych!). Nie żebym narzekała na muchy na wsi, oj nie, aż tak warszawka we mnie się nie zagnieździła, po prostu jakoś tak jak już coś nie pasuje to wszystko jest złe i be, np.: basen i wanna na podwórku były i owszem, ale takie ładne to tylko na zdjęciach. Tak się niestety zdarza jeśli szukasz "luksusów za zeta" w samym środku wakacji 🙂 Oceniamy na mocne 7/10. Zwierzątka i brak tłumu nawet w środku sezonu zdecydowanie podwyższają notę.

IMG_8131_Snapseed

IMG_8067_Snapseed

 

IMG_8008_Snapseed

DCIM131GOPRO

Najedzeni jajecznica i muchami postanowiliśmy szukać szczęścia dalej na północ.

 

Wiatrak w Białousach

Nie zdążyliśmy się nawet rozpędzić, gdy naszym oczom ukazała się jedna z najfajniejszych budowli, jaką ostatnio mieliśmy okazję zobaczyć- Wiatrak za Białousami, z XIX wieku. Niszczejący od kilku lat, według relacji sąsiadki zza płota, pamiętającej czasy jego świetności, właściciel pola nie może się dogadać z jego dzierżawcą i nie wiadomo, kto ma go odrestaurować. Podobno renowacja to koszt „umeblowanego mieszkania”. Stoi tak więc sobie samotnie i niszczeje pośrodku pola, na którym od listopada JurekWładcaBorówek ( i 500ha w okolicy- ma dwóch synów na wydaniu, dla zainteresowanych) będzie sadził te krzaki.

DCIM131GOPRO

DCIM131GOPRO

DCIM131GOPRO

DCIM131GOPRO

DCIM131GOPRO

 

Środek Europy, jeden z kilkunastu!

Jadąc w kierunku augustowskich Mazur (koleżanka M., z która odbywaliśmy tą wycieczkę koniecznie chciała pierwszy raz w życiu zobaczyć jeziora Mazurskie więc był to nasz cel wyjazdu) zatrzymaliśmy się na kawę i selfie w Geograficznym Centrum Europy w Suchowoli. Nooo, było przeżycie woow 😛 Szczególnie, że w tym roku już byliśmy  w jednym środku Europy- w Rumunii! Dziwne, nie? I tu na scenę wchodzi nieodzowna Wikipedia:

Środek Europy zgodnie z obliczeniami Szymona Antoniego Sobiekrajskiego z 1775 roku znajduje się w miejscowości Suchowola koło Białegostoku. Ustawiono tam pamiątkowy obelisk z tablicą.

Według obliczeń dokonanych w 1989 roku przez Jean-George'a Affholdera z francuskiego Narodowego Instytutu Geografii środek Europy znajduje się na terytorium Litwy w pobliżu Wilna, co Litwini uczcili specjalnym parkiem. Na przylądku Kolka na Łotwie znajduje się z kolei miejsce, które mają wyznaczać cięciwy łączące skrajne punkty Europy.

Ponadto istnieje kilkanaście innych punktów uważanych za „środek Europy”, znajdujących się na terenie Austrii, Białorusi, Czech, Estonii, Litwy, Niemiec, Polski, Rumunii, Słowacji, Słowenii i Ukrainy (Diłowe w okolicy Rachowa).”   Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%9Arodek_Europy

 

Bunkry radzieckie w okolicy Lipska- Linia Mołotowa

Jadąc nieco dalej, mamy po drodze kolejną ciekawostkę, której warto się przyjrzeć: bunkry poradzieckie. Pozostałości umocnień granicy niemiecko-rosyjskiej (sic!) z czwartego rozbioru Polski dokonanego w 1939 r. można oglądać wzdłuż całej wschodniej, obecnej granicy Polski.

„Ostatecznie linia żelbetowych i pancernych fortyfikacji stałych uzupełnionych o fortyfikacje polowe miała ciągnąć się od Bałtyku w okolicach Połągi na Litwie, aż za Przemyśl na południu.”

My wydłużyliśmy nieco trasę i skręciliśmy z krajowej „8” tuż za wsią Domuraty w polną drogę w prawo. Tam polnymi i asfaltowymi drogami jechaliśmy przez Trzyrzeczki , Kurderewszczyznę ( ach, te piękne polskie nazwy wsi), Kamienną Nową (w Kamiennej Starej zjechaliśmy w las żeby zobaczyć wojenny cmentarz rosyjski z okresu I wojny światowej, utworzony w 1915 r.; zrobił na nas niesamowite wrażenie) i Dąbrowę Białostocką do Lipska. Udało nam się wypatrzeć 4 bunkry, reszta widocznie jest pochowana głębiej w lasach, bądź nieco dalej od dróg. Wszystkie wyglądały podobnie, różniły się nieco wielkością i oczywiście stanem zniszczenia po bombach podkładanych ”na odchodne”.

DCIM131GOPRO

IMG_8262_Snapseed

DCIM131GOPRO

DCIM131GOPRO

DCIM131GOPRO

IMG_8210_Snapseed

IMG_8203_Snapseed

Ten fragment Rejonu Umocnień (RU) należał do Grodzieńskiego RU, jednego z sześciu RU znajdujących się w obecnych granicach Polski. Dla osób lubiących historię, geneza powstania tych uzbrojeń będzie bardzo ciekawym kąskiem do ogarnięcia.  Dla tych, którzy mają problem z wpisaniem w Google frazy „linia mołotowa” napiszę tylko, że te bunkry to pozostałość po niedokończonej linii uzbrojeń wzdłuż nowej granicy ZSRR. Stalin chciał je zbudować, gdyż układając się z Hitlerem w sprawie napaści na Polskę już planował z nim wojnę. Co ciekawe, umocnienia te były robione „po sowiecku” czyli na szybkiego, według niemożliwych do  zrealizowania planów, a po drodze rozkradane, budowane przez miejscową ludność cywilną oraz specjalną część Armii Czerwonej, która na froncie nie miała się przydać (czyli złoczyńcy i żołnierze ukarani dyscyplinarnie). Oczywiście do tego ciągłe braki materiałowe, swawola i lekceważenie planów oraz rozkazów przez budowniczych. Wszystko to, razem z imprezą w sobotę przed niedzielną napaścią Niemiec, sprawiło, że umocnienia te na nic się sowietom nie przydały. Niemcy przeszli linię bez problemu. Ominęli niezbyt uzbrojone lub niedokończone punkty oporu, pozostawiając ich zniszczenie oddziałom drugorzutowym.  Taka porządna robota.

 

Augustowskie noce…i dnie, niestety

To był ten moment zwątpienia, gdy zaczęło nam się wydawać, że niepotrzebnie ruszyliśmy się z domu. Augustów w ciepłą, wakacyjną sobotę. Yeaah. Coś cudownego. Ilość budek z goframi i złotem-srebrem-sreberkiem była nawet większa niż ilość dzieci jęczących, że chcą na dmuchańca. Jako, że już tam trafiliśmy, postanowiliśmy wykorzystać Tripadvisora i coś zjeść. Wybraliśmy nr 1 wg aktualnego zestawienia. Niebo w gębie to malutka knajpka w jednym z domów jednorodzinnych położonych w drugiej linii od wody. Jedzenie włoskie, dobre, ale bez szału. Ceny przystępne.  Tłumów nie było więc za to duży plus.

Niestety niedaleko był most, a tuż przy moście rozłożony lunapark z Czech. Nie było odwrotu, bo Leo zauważył go pierwszy. Na szczęście udało nam się przy tym wszystkim trochę zabawić- poszliśmy całą gromadą na samochodziki! Wjeżdżanie w swoje samochodziki z pełnym impetem doprowadziło co prawda Leosia w pewnym momencie do płaczu, ale szybko zapomniał i chciał szaleć dalej. Zabawy było co nie miara ho ho ho, jakby to powiedziała babcia.

DCIM131GOPRO

Atrakcje atrakcjami, ale po tych niesamowitych szaleństwach ciągle było nam mało. Fundneliśmy sobie więc rejsik całkiem fajną motorówką. Co prawda, miało być 50 zł za 30 minut, a ostatecznie skasowano nas 120 za godzinę, bo nieopatrznie potwierdziliśmy, że chcemy trochę szybciej i trochę dalej. Ale warto było. Jeziora dopiero z poziomu jednostki pływającej mają rację bytu.

DCIM131GOPRO

IMG_8283

DCIM131GOPRO

 

 

Do tego nasz sternik polecił nam niekomercyjną mała i fajną plażę przy Amber Bay, na której następnego dnia przed południem wygrzaliśmy tyłki i wymoczyliśmy Leosia. Co prawda, ta plaża to jeszcze Augustów, ale było bardzo mało ludzi, płaskie dno w sam raz do zabawy dla małych dzieci i trampolina do skakania dla młodzieży. Plażę zaznaczyłam na mapce powyżej dla zainteresowanych.

IMG_8429_Snapseed

IMG_8406_Snapseed

Nocleg nr2- Centrum Obsługi Turysty i Pałac Paca

Gdy na Bookingu zobaczyłam nazwę tego miejsca i jego cenę, nawet nie sprawdzałam co to jest, tak mi się źle skojarzyło (z ośrodkiem PRLowskim). Centrum Obsługi Turysty Kordegarda w Raczkach, albo inaczej Noclegi u Paca: 300 zł za 2 pokoje za 3 osoby. Nieopatrznie koleżanka podesłała mi jednak do nich linka, kliknęłam i co się okazało? Że to wyremontowana strażnica tuż przy Pałacu Paca w Dowspudzie, którymi to ruinami zachwycaliśmy się kilka lat temu z Adrianem! Wszystko świeżo wyremontowane ze środków unijnych, czyściutko, porządnie, ładnie, a na podwórku te niesamowite ruiny. Cena niska chyba dlatego, że w okolicy nie ma żadnego jeziora. W każdym razie bardzo miła Pani z Obsługi Turystycznej nie chciała od nas nic za Leosia i podała wszystkie informacje o etapie szlaku GreenVelo, który przechodzi przez Pałac. Fajne śniadanko dopełniło obrazu super noclegu idealnego jako punkt odpoczynku na trasie przez ciekawe Mazury (co prawda Augustów to już nie Mazury a Suwalszczyzna, ale jadąc w kierunku Mazur które znajdują się dosłownie tuż obok, można śmiało zajechać). Zalecamy zmianę nazwy, bo na prawdę nie oddaje pałacowego uroku tego miejsca! Tutaj znajdziecie więcej informacji: http://www.kordegarda.dowspuda.pl/

IMG_8355_Snapseed

IMG_8329_Snapseed

 

Tatarska trasa

Gdy wymęczony przedpołudniową plażą Leo zaległ w foteliku, ruszyliśmy w drogę powrotna do Warszawy, ale oczywiście tak, żeby po drodze jeszcze coś zobaczyć. Padło na Szlak Tatarski. Byliśmy już w tych okolicach 4 lata temu, więc wiedzieliśmy, że widoki, miejsca związane z kulturą tatarską i jedzenie są warte ponownych odwiedzin. Zobaczyliśmy meczet w Bohininkach, rondo 12sto ramienne w Krynkach (są tylko dwa takie w Europie- drugie to rondo przy Polach Elizejskich w Paryżu!!!), najstarszy w Polsce drewniany meczet w Kruszynianach.

IMG_8568_Snapseed

13843380_10154355560793571_2018282927_o_Snapseed

Oczywiście punktem stałym tej wycieczki na wschód, dla którego większość w ogóle zapuszcza się w te tereny, jest zjedzenie tatarskiego obiadu!

Pani Dżanetta, Tatarka z dziada pradziada, po odwiedzinach Księcia Karola w 2010r. stała się tak sławna, że dodając do tego sławę naprawdę pysznego tatarskiego jedzenia, które serwuje w swojej Tatarskiej Jurcie niestety musiało tak się stać. Sławne, oznacza znane, dalej oznacza tłumne w wakacje. To było kolejne miejsce po centrum Augustowa, gdzie natknęliśmy się na stado turystów.

Na szczęście ekipa z Tatarskiej Jurty przewidziała te tłumy i jedzenie było przygotowane zawczasu, więc nie musieliśmy czekać długo na podanie. Jak zawsze świetne: Pierekaczewnik (ciasto wielowarstwowe z mięsem, serem lub jabłkami), Czeburieki (smażone pierogi z mięsem i cebulą), Listkowiec (warstwowe listkowane ciasto drożdżowe z serem, makiem lub jabłkami), Kryszonka (potrawa jednogarnkowa: warzywa, ziemniaki, jagnięcina) podane z domowym kompotem czy tatarską herbata. Pyszności. O innych przysmakach, które tam podają możecie przeczytać tutaj: http://www.kruszyniany.pl/kuchnia.html

IMG_8598_Snapseed

IMG_8600_Snapseed

IMG_8601

13835457_10154355584218571_282033322_o_Snapseed

Tatarska Jurta to tatarskie gospodarstwo agroturystyczne w Kruszynianach, nie jedyne w tej miejscowości ale z pewnością najsłynniejsze. Można więc tu dobrze zjeść, odpocząć i poobcować z kultura tatarską (która już teraz dosłownie zagląda tam zza płotu- obok buduje się wielkie Centrum Edukacji i Kultury Muzułmańskiej Tatarów, nowość która wg nas strasznie obrzydza wizualnie najbliższą okolicę). Niestety, jak już po raz setny powtórzę, jest to już bardzo znane wśród warszawiaków i nie tylko miejsce, nie ma więc co liczyć w terminie wakacyjnym na spokój i ciszę ale i tak warto zajechać.

 

Znowu te piękne końce świata, a za końcem MIR

Kiedy już jesteśmy obok jakoś tak nie możemy się powstrzymać , żeby nie pojeździć trochę polnymi drogami wzdłuż granic, na końcu świata, a Polski przynajmniej. Tak też było i tym razem. Pokręciliśmy się kilkadziesiąt kilometrów wzdłuż granic po polach i wsiach, szumnie nazywając to turystycznym offroadem.

IMG_8515_Snapseed

IMG_8516_Snapseed_Snapseed2

IMG_8521_Snapseed

Panowie strzegący tej granicy Unii Europejskiej przez kamery zapewne mieli niezły ubaw gdy fotografowaliśmy się udając, że zaraz popełnimy nielegal jedną stopą na Białorusi bez wizy.

IMG_8511_Snapseed

Najlepszym odkryciem przygranicznych wojaży była tym razem nieczynna stacja kolejowa, będąca niegdyś przejściem granicznym z ZSRR. Traficie na nią mijając wieś Gobiaty i nie skręcając na Narejki. Widoczna po lewej stronie, należy wjechać w polną drogę tuż przy dawnym budynku kolejowym, który na pewno zauważycie.

13871836_10154359660523571_1135446686_n_Snapseed

Podobno jeszcze w latach ’50 ubiegłego wieku jeździły po tym moście na granicznej rzece Świsłacz pociągi towarowe. Niezwykły rosyjski napis na rdzewiejącej bramie „MIR” oznacza tyle co „POKÓJ”. Walnęli sobie napis, tak na przekór historii, a co tam, kto by zauważył. Po stronie Białoruskiej tory są rozebrane, po naszej są całe, nawet o dziwo z podkładami, których nikt jeszcze nie ukradł. Na most nie da się wejść, wejście jest zagrodzone drutem kolczastym. Oczywiście jak na złość wszystkie aparaty już ledwo mi dychały więc mam tylko jakieś zdjęcia  z kalkulatora.

Był to nasz ostatni przystanek przed powrotem do Warszawy po dwóch intensywnych dniach, w wakacyjną niedzielę wieczór. Oczywiście korki przy wjeździe do miasta i po drodze były gwarantowane. Uratowaliśmy się zmieniając nieco trasę (tak jak na mapce powyżej) i ominęliśmy całą gawiedź wracającą z Mikołajek przez Łomżę. Trzeba sobie jakoś radzić w ten okropny urlopowy czas! Na szczęście niedługo jesień hue hue;)

A na deser, Ojciec Roku:

Ojciec Roku!

print
Pierwsze żagle z dwulatkiem! Co wziąć i jak się przygotować?
Elegancja Francja: Szampan i Dolina Loary!