Miało być brudno, strasznie, gorąco i obrzydliwie. Miało nie być dobrego jedzenia. Mieliśmy dla bezpieczeństwa spryskiwać materace środkiem owadobójczym i co noc kłaść kocyk pod Leosiem. Toaleta miała być naszym głównym wrogiem, tuż zaraz za ciasnotą i dłużącym się w nieskończoność czasem.
No bo z czym kojarzy się podróż Koleją Transsyberyjską? Z pociągami typu "stare, nie-dobre PKP"? Z wagonami z lat 70 ubiegłego stulecia, wiecznie zajętymi i brudnymi łazienkami, z charakterystycznym smrodem żelastwa? Skoro u nas, w tej cywilizowanej Europie Zachodniej, w kraju takiego cudu gospodarczego, krainie mlekiem i miodem płynącej;) jeszcze do niedawna tak właśnie wyglądały wszystkie pociągi bez wyjątku (teraz wyjątki owszem, są), no to jak mogło być tam, na dalekim wschodnie dzikiej przecież w naszej mentalności Rosji?! No każdy by powiedział, że źle.
A tu zdziwko! Ale po KOLEI 😉
Ostatnie chwile przed wyjazdem, czyli dworce, bilety i internety.
Ostatniego spośród kilku dni w Moskwie spakowaliśmy się rano i opuściliśmy wynajmowane mieszkanie. Tuż przed wyjściem, korzystając z ostatnich chwil darmowego Internetu dowiedziałam się, że Marlena (moja siostra) i Michał (jej chłopak) wyjeżdżają zaraz z Jeaterynburga (23 h drogi od Neyi, gdzie mieliśmy się spotkać) i kończy im się zakupiony dostęp do internetu. Marlena i Michał kupowali bilety na pociągi na bieżąco w drodze, więc wcześniej nie wiedzieli dokładnie, o której tam wylądują. Jeszcze kilka dni temu nie było wcale pewne, że zdążą przejechać całą Azję (startowali w Singapurze, gdzie mieszkają) w takim tempie, żeby zobaczyć się z nami akurat w ciągu tych dwóch dni, gdy planowaliśmy być w Neyi. W chwili gdy opuszczalismy mieszkanie w Moskwie sytuacja była następująca: oni już jechali do Neyi, bez informacji, gdzie ma iść po wyjściu z pociągu (w założeniu to ja miałam tam na nią czekać, ale wychodziło na to, że jednak będą tam przed nami!); Pani Tamara, z którą miałam kontakt od kilku miesięcy w sprawie noclegu tam, gdzie booking.com nie sięga, nie odzywała się w sprawie adresu noclegu, więc napisałam jej wiadomość, o której Marlena tam wyląduje z prośbą, żeby po nich wyszła. Nie mieliśmy do siebie kontaktu, żeby dać jej znać, gdyby coś się w międzyczasie zmieniło. Generalnie, było małe zamieszanie. Nic więcej na tą chwilę zrobić się nie dało, więc po rozesłaniu ostatnich maili pozostało jedynie nam mieć nadzieję, że O ILE uda nam się dojechać w planowanym czasie do Neyi i O ILE Marlenie i Michałowi w międzyczasie nic nie popsuje planów, niedługo wszyscy zobaczymy się na miejscu. Cholernie symbolicznym dla nas wszystkich miejscu.
Check! nr 1- vouchery/bilety
Po opuszczeniu mieszkania, pojechaliśmy zostawić bagaże w przechowalni na dworcu Kazańskim. Chcieliśmy od razu załatwić stresujące formalności, tak żeby resztę dnia w oczekiwaniu na pociąg spędzić jeszcze na oglądaniu stolicy, pewni, że w ogóle tego dnia wyruszymy. Ogromnym punktem milowym całej wyprawy była wymiana kupionych przez internet samodzielnie "voucherów" na właściwe bilety w okienku na dworcu. Do końca nie byliśmy pewni, czy dobrze to zrobiliśmy i czy na pewno nam je wydadzą. Po zakupie biletów przez internet ściąga się i drukuje potwierdzenie, bardzo przypominające bilety kupowane u nas w systemie internetowym PKP. Jednakże, w Rosji, te druki przed wyjazdem należy jeszcze wymienić na prawdziwe bilety, o wyglądzie mniej więcej naszych, polskich biletów kupowanych na dworcu.
Trafiliśmy na właściwy dworzec, Jarosławski (nie zgadniecie, ile jest dworców tuż Przy Placu Trzech Dworców), w końcu do właściwego okienka informacji pociągów długodystansowych, do Pana mówiącego po angielsku. Na szczęście, okazało się, że vouchery zadziałały, nie pokręciłam dat, ani kilku opcji do wyboru przy zakupie i nie znając cyrylicy dałam radę dobrze kupić nam bilety 😀 Bilety mieliśmy więc już w ręku. Została nam jeszcze tylko "odprawa" przy wejściu do pociągu, czyli sprawdzenie, czy to są bilety na ten pociąg, którym dokładnie chcieliśmy jechać ;))
Check! nr 2- wsiąść do pociągu nie byle jakiego
Ten ostatni stresujący dla mnie moment, mogący zniweczyć całe plany podróży, miał nastąpić późnym wieczorem. Wiedzieliśmy, że jeśli tutaj wszystko będzie dobrze, to reszta biletów na dalszą trasę też najprawdopodobniej zadziała. Żeby na pewno nie spóźnić się na ten pierwszy pociąg, po kilku godzinach zwiedzania Moskwy przybyliśmy na właściwy dworzec 2h przed odjazdem. Odebraliśmy bagaże, poszliśmy coś zjeść i czekaliśmy na pociąg w przydworcowym KFC. Panowała tam atmosfera rodem z PKP Warszawa Wschodnia w nocy- pełno starszych ludzi z ogromnymi, kracistymi torbami wypchanymi towarem na handel, podróżujących Koleją z dalekich zakątków Rosji, typki spod ciemnej gwiazdy przechadzające się w tą i z powrotem, kilku pijaczków (pierwszy raz widzianych w Moskwie!) rzucających się na siebie bądź zasypiających obok nas na krzesełku (tutaj zdecydowanym hitem była reakcja ochrony-albo tylko kelnera- KFC, który dosłownie zmiótł zamaszystym ruchem wszelką zbędną "klientelę" poza teren ogródka restauracji).
Gdy w końcu miał nadjechać pociąg, pełni emocji ruszylismy na perony. Leo oczywiście uparł się na zabranie balona z KFC, jakbyśmy mieli za mało rzeczy do pilnowania wokół siebie. Byliśmy niemożliwie podekscytowani! Przechodziliśmy przez bramki, które niecały rok temu przyjechaliśmy oglądać dla samego fun'u ("ojaaa to tutaj się startuje w podróż Koleją Transsyberyjską!"). Patrzyliśmy na rozkład pociągów, który rok temu wydawał nam się niemożliwy do przeczytania, a na którym teraz znaleźliśmy NASZ pociąg. Robiliśmy sobie zdjęcia, mordki uśmiechały nam się na całą szerokość, generalnie wyglądaliśmy jak typowi turyści jarający się czymś, co dla Rosjan jest najzwyklejszą sprawą na świecie. Ale nie obchodziło nas to. Już zaraz mieliśmy pierwszy raz wsiąść w transsiba i wyjechać w głąb Rosji!
Odnaleźliśmy właściwy peron, właściwy wagon i zobaczyliśmy Panie Prowadnice, pilnujące wejścia do wagonu. Z bijącym sercem podałam nasze bilety, paszporty i karteczkę, która dostaliśmy na granicy.
Ta karteczka to była prawdziwa zmora wyjazdu- luźno włożona do paszportów, wyjmowana co chwilę (wejścia do niektórych pociągów, meldunek, hotele) -najważniejsza rzecz z całego bagażu, którą trzeb było pilnować niczym złota, bo gdyby się zgubiła mielibyśmy olbrzymie problemy z wyjazdem!
Po kilku, dłużących się w nieskończoność sekundach, Pani Prowadnica oddała pierwszy bilet i pierwszy paszport mówiąc, że wszystko jest dobrze! Że możemy wchodzić, to jest ten pociąg, rzeczywiście jedzie do Neyi i nasze miejsca są dla nas przygotowane w przedziale nr 6! Tak więc: UDAŁO SIĘ!!!! W tej chwili dopiero mogliśmy z cała pewnością stwierdzić, że nasz szalony plan ma szansę powodzenia. Że na pewno wyruszymy w końcu poza Moskwę. Że na pewno, zobaczymy kawałek Rosji. Że, być może, rano zobaczymy się w końcu z Marleną i Michałem podróżującymi z Pekinu od dwóch tygodni. Że sprawdzimy, czy Pani Tamara istnieje na prawdę i czy nie żartowała mówiąc, że wyjdzie po nas na peron:))) Nasza wielka przygoda zaczynała się właśnie w tym momencie.
A Leo dowiózł swojego balona KFC aż do Azji:)
Teraz mały przerywnik wprowadzający w temat pociągów, o których jeszcze szerzej napiszę w poście o tym, jak kupić bilet na Transsyberiana. Dla wszystkich nieznających tematu kilka słów wstępu.
Pociągi Kolei Transsyberyjskiej
Pociągi Kolei są ponumerowane. Generalnie panuje zasada, że im niższy numer tym lepszy (w tym wypadku oznacza to: szybszy) pociąg. Te latające przez cała trasę, o początkowych numerach, mają swoje nazwy: np. "Rossia" czy "Vostok". Potem w kolejce fajności, z tego co zauważyłam, rezerwując bilety, są pociągi "firmowe" czyli premium (albo jedynie wagony premium), również poruszające się po głównych trasach. Potem są te jakby zwykłe, o dalszych numerach- właśnie takim jechaliśmy do Neyi. Bez względu na rodzaj pociągu, wszędzie są tylko miejsca leżące. Wyjątkiem są pociągi poruszające się na trasach lokalnych, ale o takich tutaj nie mówimy.
Są więc różne rodzaje pociągów i mają one różną ilość klas wagonów. Podstawowy podział to: płackarta (3 kl.), kupe (2 kl.) i pierwsza klasa. W pociągach najwyższej klasy jest jeszcze klasa wagonów premium, czyli tak jakby VIP. Natomiast w tych najzwyklejszych nie ma pierwszej i premium.
Płackartą, czyli otwartym bezprzedziałowym wagonem sypialnym nie chcieliśmy jechać ze względu na spanie Leosia w ciągu dnia- ryzyko, że trafi nam się śpiewający pasażer na końcu wagonu i będzie nam budził Leosia nie wchodziło w grę. Tak samo w nocy- budzący się kilka nawet razy w ciagu nocy na piciu/siusiu/mamusiu maluch mógłby nieco wkurzyć 47 współtowarzyszy podróży:)
Zdecydowaliśmy się więc na zakup biletów do wagonów klasy drugiej. Zrobiliśmy to trochę w ciemno. Nie dość, że nie znalazłam żadnych wskazówek na taką podróż z dziećmi, to zdecydowanie WSZYSCY, którzy tam byli i opisali to później w internetach, jechali właśnie płackartą. O klasie kupe wiedzieliśmy tyle, że oferuje zamykane przedziały, na czym nam najbardziej zależało. Kupując bilety z wyprzedzeniem w internecie, mogłam z ikonek wyczytać, co zwierają poszczególne opcje cenowe. Były bardzo nieduże różnice więc wybierałam te, w których ikonek typu klimatyzacja, tv, posiłek było najwięcej. Nie do końca wierzyłam w to, że rzeczywiście wszystko będzie zgodnie z tym opisem przy zakupie, ale zawsze dawało to większe szanse na nieco lepsze warunki.
Przejechaliśmy łącznie 3200 km po europejskiej częsci Rosji, do Uralu i z powrotem. Trasą północną i południową Kolei Transsyberyjskiej. Jechaliśmy czterema pociągami (z racji naszych przystanków w poszczególnych miastach). Każdy z nich był inny, mimo, że wszystkie miały tą samą, drugą klasę! Tak się złożyło, że w miarę podróży jeździliśmy coraz lepszymi 🙂
Pierwsza noc w pociągu Kolei Transsyberyjskiej
Wracamy do tej pięknej, ciepłej, czerwcowej nocy, na peron pociągów długodystansowych dworca Jarosławskiego, do momentu wejścia do pociągu nr 68 na trasie Moskwa-Abakan trzech rozhisteryzowanych turystów i podekscytowanego pociągiem trzylatka.
Wnieśliśmy nasze bagaże, wózek, Leosia z balonem, kilka toreb podręcznych i po kilku chwilach poczuliśmy, że pociąg ruszył!!! Przybiliśmy sobie piątki, puściliśmy rosyjską muzyczkę i ciągle nie mogliśmy uwierzyć, że to się na prawdę udało:) Jechaliśmy w nieznane, w białą plamę na naszej mapie Europy, kompletnie nie wiedząc, jak to wszystko w tej chwili rozpoczęte, dalej się potoczy.
W pociągu zaś rozpoczął się prawdziwy festiwal zaskoczeń, trwający całą naszą podróż.
W przedziale czekały na nas posłane już łóżka, świeże gazety, ręczniki i KLIMATYZACJA! Leo przeżywał pozytywnie wszystko razem z nami- pierwsze co zrobił, to wskoczył na górny "pokład" i porozkładał zabawki. Cieszył się, że może spać u góry (dzieci i łóżka piętrowe, wiadomo) ale ostatecznie przekonałam go na spanie na dole. W kwestii rozlokowania bagażu- nasz przedział był bardzo pojemny, nawet wózek zmieścił nam się pod siedzeniem!
Niestety, albo nie umieliśmy włączyć wody w toalecie, albo była jakaś awaria, więc chcąc, nie chcąc ogłosiliśmy Dzień Dziecka. Działające gniazdka znaleźliśmy na korytarzu.
Panie Prowadnice zaś po kolei przynosiły nam:
- jednorazowe kapcie (!)
- wodę w butelkach,
- kolację na ciepło (bardzo dobrą!), z jednorazową sola, pieprzem i miętówkami na dodatek,
- ciasteczko (!),
- jednorazowa pastę i szczoteczkę do zębów (!)
- chusteczki odświeżające (!).
Gdy wszyscy szykowali się już do snu, Pani Prowadnica rozłożyła na korytarzu dodatkowy dywanik, tak żeby było czyściej, chodząc do toalety w kapciach! I w dodatku zapytała się, o której nas rano obudzić...
Jadąc tym pociągiem już wiedzieliśmy, że będzie dobrze, że warunki nie są takie złe, na jakie się nastawialiśmy. Zaskoczyła nas bardzo obsługa, bardzo pro-klicencka, a także jedzenie. Co prawda, ten pociąg był dość starej daty, ale bardzo dobrze utrzymany i czysty. Jak się później okazało, był to najsłabszy pod względem wyglądu i wyposażenia, z tych czterech pociągów, którymi mieliśmy okazję jechać podczas podróży. Jednocześnie był to najkrótszy odcinek i najtańszy podczas całego tripu (150/180 zł w zależności od miejsca góra/dół). Specjalnie wybraliśmy połączenie nocne: aby zaoszczędzić na czasie, nie nadwyrężać Leo na początku tripu i wyspać się przed całym dniem w Neyi.
Zanim, oszołomieni tym, co się dzieje, gdzie jesteśmy i co robimy, poszliśmy spać, była chyba 2.00 w nocy.
Check! nr 3- wysiąść na odpowiedniej stacji
Rano, pół godziny przed przybyciem, zgodnie z naszą prośbą, Pani Prowadnica poinformowała nas, że już zaraz Neya. Bez pośpiechu wypiliśmy kawki w tradycyjnych koszyczkach, zamówione u Pań Prowadnic za 3 zł, zjedliśmy śniadanie i spakowaliśmy się.
Około 9.00 rano, po pierwszych 590 km i 10 h naszej trasy, zgodnie z rozkładem jazdy co do minuty, zatrzymaliśmy się na stacji w Neyi, w obwodzie Kostromskim. Okazało się, że w wyjściu z pociągu na odpowiedniej stacji nie było żadnej filozofii, poza zrozumieniem rosyjskojęzycznej Prowadnicy;)) Wysiedliśmy tam gdzie trzeba juhuuu! ;)) I nie zostawiliśmy nic w przedziale (2x juhuu!) 😀
Check! nr 4- Marlena i Tamara.
Pierwszą osobą, którą zobaczyłam na peronie była majacząca w oddali...Marlena! Przybyli z Michałem dwie godziny przed nami! Pani Tamara niestety nie zrozumiała dobrze maila i nie wyszła po nich, więc zdążyli zobaczyć w tym czasie "całe miasto". Na szczęście, zgodnie z naszym wcześniejszym umawianiem, Pani Tamara czekała na nas o tej 9.00, i dopiero gdy ją zobaczyłam (po raz pierwszy w życiu, ale nikogo innego tam nie było więc zorientowałam się że to ona;) mogłam poznać ją ze zmęczonymi na maxa Marleną i Michałem, którzy od kilku dni byli bez przerwy w drodze.
Tak więc, udało się!:) Spotkałam się z moja na stałe mieszkająca w Singapurze siostrą, w miejscowości, w której, na zesłaniu, urodziła się nasza babcia w 1940 roku. To było niesamowite uczucie, gdy coś, co z głupia franc, wymyśliłyśmy pewnego zimowego wieczoru nagle staje się faktem. Nie wierzyliśmy do końca, że uda nam się tam zjechać z dwóch końców świata i tak wycyrklować czas i pociągi żeby być tam dokładnie w tym samym momencie. A jednak. Niemożliwe stało się możliwe.
Tutaj zaczyna się opowieść o tej maleńkiej mieścinie pośrodku niczego. Po co tam pojechaliśmy i jak ta kraina Maszy i Niedźwiedzia wygląda, opowiem Wam w innym poście.
Obiecałam pokazać od razu wszystkie wagony, którymi jechaliśmy, tak, aby już zamknąć temat wyglądu kolei Transsyberyjskiej.
Dla porządku: Z Moskwy do Neyi 10h w pociągu nr 68. Z Neyi do Jekaterynburga jechaliśmy 21 h w pociągu o numerze 14. Z Jekaterynburga do Kazania (13 h) i dalej z Kazania do Moskwy (12 h) tym samym pociągiem o numerze 15 w wagonach drugiej klasy, ale premium. Warunki były na prawdę zaskakujące, szczególnie w pociągach o niższych numerach. Zobaczcie sami!
No to jak wygląda ta Kolej Transsyberyjska???
Wagony
Nowoczesne, wielkie, o szerszym, rosyjskim rozstawieniu torów. Kolej Żelazna pełną parą. Wagony były pilnowane zawsze przez dwie Panie Prowadnice. Bez wylegitymowania się przed wejściem nie było wstępu do pociągu. Na korytarzach prawie zawsze były elektroniczne wyświetlacze z aktualnym czasem (zawsze moskiewskim! tak jak na bilecie) i najbliższa stacją. Oczywiście obowiązkowo samowary- w starszym pociągu te na węgiel w razie awarii prądu 😀 a w nowszym były to po prostu dystrybutory z zimą i gorąca wodą, jak w biurach czy poczekalniach u lekarza:))
Zawsze na korytarzy znajdował się rozkład jazdy, z oznaczeniem, ile czasu na której miejscowości stoimy. Obowiązywał na nich oczywiście czas moskiewski. Wywieszone również były plakaty wagonowego sklepiku
Największe zaskoczenie- WC!
Muszę od tego zacząć bo to na prawdę niesamowite i z pewnością jest to jedna z pierwszych rzeczy, o których myśli się planując taką podróż. Łazienki w naszych wagonach były po prostu czyściutkie. Nic nie śmierdziało. Na wyposażeniu był odświeżacz powietrza, nigdy nie brakowało papieru toaletowego, ręczników, mydła czy nakładek na toaletę. Panie Prowadnice i Pan Prowadnik (chyba tak to należy odmienić) sprawdzał czystość prawie po każdym z pasażerów, uzupełniając braki, wyrzucając śmieci i czyszcząc kabinę. Na niektórych, dłuższych postojach w tzw. sanitarny zon toaleta była odświeżana- gdy tylko się zatrzymywaliśmy na peronie czekająca już ekipa sprzątająca z odkażającym wężem (rozpylali jakiś płyn odkażający całe pomieszczenie) i ściągającym nieczystości z toalety. Było tam do tego stopnia czysto, że Leo bawiący się na korytarzu często bez bucików czy kapci, czasami chodził bez nich również do toalety. Gdybym miała choć cień watpliwości, że będzie to obrzydliwe, automatycznie bardziej bym się pilnowała w tym temacie, ale na prawdę nie było potrzeby. Na kilku pierwszych sekundach filmu łazienka w pociągu wagonu premium.
Obsługa w Kolei Transsyberyjskiej
Bardzo pomocna, pilnująca porządku. Zawsze są dwie osoby. Raz zdarzyło nam się, że wśród obsługi był Pan- co więcej, bardzo porządnicki:D Nawet odkurzał nam przedział w ciągu dnia dla większego komfortu... Panie/Panowie zarówno rozdają wszystkie fanty przypisane do biletu, szykują jedzenie, przynoszą do przedziałów, jak i w specjalnym przebraniu sprzątają, wyrzucają śmieci. Pilnują również, żeby każdy pasażer wysiadł tam, gdzie powinien, a każde dziecko dostało zestaw malucha.
Jedzenie w Kolei Transsyberyjskiej
Jak już wiecie, mieliśmy bilety z posiłkami. W zależności od długości trasy były to jeden bądź dwa posiłki. Zawsze jednak- były bardzo smaczne i zjadliwe, ciepłe i dawały poczucie normalnego posiłku w ciągu dnia, tak ważne przy małym dziecku. W wagonach drugiej klasy premium, mieliśmy do wyboru jedno spośród aż czterech dań! Poza tym, mogliśmy poprosić o dowolną porę podawania tego posiłku (Pani pytała nas, czy chcemy zjeść np. późną kolację czy zostawić to danie na dzień następny przed wyjściem z pociągu).
Niestety ten, kto nastawia się na jedzenie miejscowych przysmaków na przystankach od babuszek, może się bardzo zawieść- kolej modernizując się od kilku lat, stawia na nowoczesność, a co za tym idzie, rezygnację z niesprawdzonych źródeł jedzeniowych. Od kilku lat handel na peronach jest zabroniony! Choć było to jednym z symboli tych podróży, nie znajdziecie już na peronach babuszek z pierogami czy kotletami własnego wyrobu, sprzedających pyszne dania za bezcen. My przynajmniej tego nie widzieliśmy. Może gdzieś dalej na trasie jeszcze można to spotkać? Tego JESZCZE nie wiemy;) Jak n razie jedynym towarem sprzedawanym na peronach który widzieliśmy, i to tyko raz, były maskotki.
Jedzenie w cenie biletu przypominało nieco jedzenie samolotowe, ale było pożywniejsze i smaczniejsze na moje oko. Mieliśmy do wyboru gulasze z kaszami, owsianki, kurczaki z sosem i tym podobne dania. Adrian raz zamówił jedzenie z wagonu restauracyjnego- to było niesamowicie pyszne! Pan z obsługi przyniósł super podaną zupkę (borszcz, z rosyjskiego:P ) prosto do przedziału.
Przedziały wszystkich naszych pociągów
Wyposażenie poszczególnych pociągów różniło się od siebie, mimo, że zawsze była to druga klasa.
Pociąg nr 68, Moskwa-Neya
Tu raz jeszcze dla porównania, co zastaliśmy w tym wagonie:
-bardzo mocno działającą klimatyzację,
-świetny schowek nawet na wózek
-super obsługę, która późnym wieczorem podgrzała nam obiad/późną kolację przed snem, a rano zgodnie z umową pół godziny przed wyjściem dała nam znać, że to już.
Pociąg nr 14, Neya- Jekaterynburg
Pociag, w którym spędziliśmy 21h i wcale nam się nie dłużyło! Był najlepiej zorganizowany pod względem schowków (nawet w zagłówkach, bardzo pojemne),posiadał TV (ale niedziałający), gniazdka tuż przy naszym przedziale na korytarzu dawały możliwość bezpiecznego naładowania wszystkiego co trzeba. Schowki były niesamowite- można było tak złożyć łóżko, żeby siedzieć na kanapie a schować pościel na "części sypialnej" w ścianie. Świetne rozwiązanie, dzięki któremu pościel w ciągu dnia nie walała się po przedziale.
Pociąg nr 15, Jekaterynburg-Kazań-Moskwa
Czas na prawdziwy szok wyjazdu. Ten przedział drugiej klasy premium (czyli drugi z czterech stopni w tym pociągu) był na prawdę full vipowski. W naszym przedziale znaleźliśmy:
-sejf;
-eko skórę na obiciach;
-wieszaki na ubrania;
-kolorowa prasa plotkarska, krzyżówki,
-wejścia na słuchawki do TV, tuz obok gniazdek przy każdym łóżku;
-oczywiście, jak wszędzie: ręcznik, kapcie, pasta, szczoteczka, klimatyzacja;
-TV z kanałem z bajkami!!!
-sklepik z najpotrzebniejszymi rzeczami i menu "w razie czego" takimi, jak: skarpetki Pierre Cardin, podpaski Always, gąbka do butów, duży wybór alkoholi i dań,
-obid wybierany spośród czterech dostępnych, w tym jedno vege :O
-zestaw dla dzieci: plecaczek, czapka, blok i kredki
-szklanki na wyposażeniu.
Z mankamentów: przez te wszystkie bajery było mniej miejsca na bagaże i nasz wózek już się nie zmieścił pod siedzenie- musiał stać na korytarzu przy toalecie.
Główny cel wyprawy został spełniony:
dowiedzieliśmy się, że można podróżować Koleją Transsyberyjską w super warunkach, za niewielkie pieniądze. A więc, co najważniejsze: że, dzięki temu, taka podróż z dzieckiem jest możliwa!