Pierwszy wspólny wyjazd we czwórkę i to od razu po naszemu: w kolejną białą plamę polskiej turystyki, do której trafiliśmy zupełnie przypadkiem i kompletnie nieprzygotowani. Tym razem padło na krainę pełną pruskich dworów, pałaców i ... krów!
Z tym naszym podróżowaniem bez sensu (wcześniej znanego) jest jednak jak z jazdą na rowerze. Nawet po takiej przerwie, nawet z tłumem dzieci, nawet tylko na chwile- znów się udało. Udało się pojechać w miejsce, którego wcześniej nie znaliśmy, o którym słyszeliśmy tyle, że jest gdzieś po drodze i o którego ciekawych (z naszego punktu widzenia) miejscach dowiedzieliśmy się dopiero naocznie. I które zachwyciło nas nieznaną wcześniej unikalnością.
Mazury Garbate są właśnie takie "gdzieś po drodze". Po drodze z Krainy Wielkich Jezior Mazurskich, do granicy z Rosją i północnym Podlasiem. W połowie drogi pomiędzy Giżyckiem a Suwałkami. Na wschodnich krańcach Pojezierza Mazurskiego, w drodze do Pojezierza Suwalsko-Augustowskiego.
Urozmaicona rzeźba tego pagórkowatego terenu powstała w wyniku zlodowaceń. Wyskakujące niespodziewanie z linii horyzontu pagórki morenowe poprzecinane oczkami wodnymi i charakterystyczną, ceglastą architekturą ciągną się na północ od Ełku do granicy z Rosją. I choć ten teren kojarzy się ze słynnymi Stańczykami czy moją ukochaną piramidą w Rapie, tym razem zapomniany klimat Prus Wschodnich chłonęliśmy szukając dawnych pruskich dworów i folwarków.
Jak podaje Anna Radziejowska w swoim artykule tutaj: "Niektóre założenia dworsko-pałacowe datują się jeszcze z czasów nadań rycerskich (XVIw). Dwory położone w rozłożystych majątkach ziemskich miały zazwyczaj niską, parterową zabudowę, taras z jednej strony i werandę z drugiej. Duże podjazdy, aleje, zespoły parkowe świadczą o przemyślanej koncepcji architektoniczno-krajobrazowej.
Dwory otoczone były zazwyczaj licznymi zabudowaniami rolno-przemysłowymi. Niestety niewiele z nich przetrwało do naszych czasów; w stosunkowo dobrej formie zachował się parterowy dwór w Drozdowie (własność prywatna), czy dwór w Lenartach. Również majątek w Cichym, choć położony w środku wsi, oddaje klimat starych Prus Wschodnich."
Mazurski Dwór Przy Jeziorze, Dworackie
W miejsce to wywiodła nas szkoła, która miała być dworkiem. Do "Mazurskiego Dworu przy Jeziorze" w miejscowości Dworackie dojechaliśmy około północy, szybko przenieśliśmy śpiące brzdące i dopiero następnego dnia okazało się, że budynek starej szkoły z 1927r. nie leży nad jeziorem jak myśleliśmy, a jest od niego oddalony o jakieś 80m. Niby nic, ale jednak jak człowiek jedzie w miejsce "przy jeziorze" to wyobraża to sobie nieco inaczej.
Byliśmy jedynymi gośćmi w tym terminie (końcówka maja), co tylko spotęgowało uczucie przyjazdu do babci na wieś. Zaledwie kilka pokoi, wspólny salon pełniący funkcję jadalni, na pietrze biblioteczka przy kominku. Całość niby zadbana, ale jednak- jak u babci na wsi. Takiej babci po 80-ce, której nie chce się zbytnio szorować brudów w kątach. No i bez babci. Za to z małym podwórkiem i miejscem na grilla, oborą przekształcaną właśnie na nowe (fajniejsze) pokoje i z sadem za domem. Jeśli nie boicie się pająka w kącie czy nad prysznicem, nie liżecie podłogi jak niektórzy członkowie naszej ekipy i nie przeszkadza Wam nieco przypadkowy, rustykalno-PRLowy wystrój pokoi to może Wam się tu spodoba. Nas chyba zbyt rozczarował brak jeziora i zbytnia hardcorowość jeśli chodzi o warunki żebyśmy myśleli o powrocie. Nie mniej jednak, stare budynki mają w sobie zawsze pewną tajemnicę i aurę sprawiającą, że nie zamienilibyśmy tej miejscówki na nieco czystsze, nowocześniejsze, przysłowiowe "pokoje u Jadzi", a jajecznicę ze śmietaną na śniadanie, autorskiego przepisu wyjątkowego Szefa kuchni zapamiętamy na długo - było to najpyszniejsza jajecznica, jaką jedliśmy w życiu!
Informacje praktyczne, adresy i maile znajdziecie na końcu wpisu.
Mleczna kraina
Ta zaskakująca śmietana w jajecznicy okazała się być preludium do całego "mlecznego" weekendu: krowy (miliony krów) na każdym oglądanym wzgórzu, oleckie krówki zjadane przez cały wyjazd, zakłady mleczne w starym, dworskim folwarku; to wszystko miało zaskakujący, biało-czarny mianownik. Ale po kolei!
Podczas porannego spaceru w okolicy Dworku "nad" jeziorem, poza jeziorem i krowami udało nam się znaleźć ukryty w krzaczorach stary cmentarz. Właściciel Dworku podpowiedział nam bardzo ogólnie, w którym kierunku należy go szukać, a nas nie zawiódł 87 zmysł, chyba już nieźle wytrenowany w tego typu zagadkach, gdy odgadliśmy, która kępka drzew na polu jest jakby inna od reszty. Tam też po znaleźliśmy owy zabytek, nigdzie na mapy jeszcze nienaniesiony.
Jakbyście chcieli również tam trafić to Leo oznaczył całą drogę;)
Po tym niesamowitym sukcesie i lekkim zmęczeniu młodszej części ekipy (w sam raz na sen w samochodzie) ruszyliśmy na oglądanie nieco dalszej okolicy. Standardowo odpaliliśmy mapę przewodnika po Polsce z bardzo enigmatycznymi informacjami o ciekawych miejscach, czyli zaznaczonymi na mapie ikonką COSIAMI, typu "stary dwór", "stary folwark", "ciekawe miejsce" i zaczęliśmy je weryfikować po kolei, szukając perełek.
Pruskie dwory i pałace
Nie zdążyliśmy się rozpędzić (ani zasnąć) i szukanie perełek rozpoczęliśmy od falstartu: stary dwór wraz z przyległościami w miejscowości Giże okazał się być farmą (a jakże, mleczną). Nie dojrzeliśmy żadnego ciekawego budynku zza wysokiej bramy więc ruszyliśmy dalej, w kierunku Olecka (stolicy Mazur Garbatych). Po drodze (bardzo okrężnej) zajechaliśmy jeszcze do jednego potencjalnego dworu, w miejscowości Dunajek. Późnoklasycystyczny dwór z XIX w okazał się być budynkiem na wpół zamkniętym, na wpół zamieszkałym. Przed budynkiem leżała tablica informująca o grantach z UE na lata do 2013 roku w celu stworzenia miejsca z noclegami dla turystów. Ewidentnie ten projekt nie został dokończony. Coś poszło nie tak, i miejsc dla turystów ani remontu do tej pory nie było. Wstępu do środka również. Połowa dworu była zaś "zasiedlona". To nie było nasze pierwsze zderzenie z polską specjalnością: biedniejsze gminy, nie mając funduszy na wybudowanie mieszkań komunalnych adaptowały na ten cel stare dwory i pałace. Budynki te zawsze były bardzo mocno niedofinansowane. Podzielone na małe mieszkania, często zmieniając oryginalny układ i funkcje pomieszczeń traciły bardzo dużo ze swojej pierwotnej szlachetności. Wszystko razem stanowiło dość przykry obraz rzeczywistości, wywołując mieszane uczucia: z jednej strony dobrze, że stare mury komuś się przydają, z drugiej, chyba nie tak powinno to wyglądać.
W Olecku zatrzymaliśmy się na obiad w polecanej na Trip Advisorze knajpce przy drodze. Zajazd Borysówka okazał się być strzałem w dziesiątkę! Było bardzo "miejscowo" można by powiedzieć, oraz smacznie. Prosty wystrój, niskie ceny, pyszne, lokalne jedzenie. Skosztowaliśmy obowiązkowych w tym regionie kartaczy, chłodnika z ziemniakami (i zasmażka!), rosołu, polecanego schaboszczaka i kompotu. Za obiad dla 3 osób z napojami, najedzeni po kokardkę, zapłaciliśmy 68 zł.
Olecka tym razem nie oglądaliśmy zbyt dokładnie- poszukaliśmy tylko kolejnych miejscowych przysmaków. OSM Olecko i sklepik przyzakładowy zapewnili nam taki prowiant na dalszą część dnia, że nikt nie mógł narzekać: słynne, pyszne, prawdziwe, ciągnące się KRÓWKI OLECKIE <3
Zajechaliśmy jeszcze do piekarni oferującej kolejny przysmak regionu- tradycyjne SĘKACZE. Tak najedzeni i obładowani ruszyliśmy dalej.
Wycieczka, trzeba przyznać, rozkręcała nam się dość powoli. Nie dość, że nie zobaczyliśmy jeszcze żadnego fajnego pałacodworu, to towarzystwo drzemało na zmianę doprowadzając nas na krańce rodzicielskiej cierpliwości i pomysłowości.
To wszystko jednak wkrótce miało zostać nam wynagrodzone. Najfajniejsze było dopiero przed nami.
Folwark i dwór w miejscowości Cichy
Na dłuższy przystanek, żeby odpocząć od samochodu wysiedliśmy w miejscowości Cichy. Gdzieś tu miał znajdować się dwór z 1750 roku z parkiem krajobrazowym. Wyobraziliśmy sobie, że popiknikujemy trochę i rozprostujemy kości. Zatrzymaliśmy się przy bardzo okazałym, na drugi rzut oka bardzo zaniedbanym, budynku z czerwonej cegły. Obok stał olbrzymi komin, nieco dalej pasły się oczywiście krowy, i o dziwo, konie. Tablica na budynku głosiła, iż jest to stara gorzelnia. Budynki gospodarcze wyglądały na dość stare, nigdzie jednak nie mogliśmy dojrzeć dworu. Nieco rozczarowani, już mieliśmy pakować się w dalszą drogę, gdy po drugiej stronie asfaltówki zauważyliśmy jakieś fajne ruinki. Podeszliśmy całą zgrają, żeby zrobić zdjęcie, jak się okazało nie zauważając, że tuż obok znajduje się właśnie owy dwór, dla którego tu przyjechaliśmy. Dwór bowiem wyglądał dość niepozornie- odnowiony i otynkowany, zarządzany przez spółdzielnię mieszkaniową, sprawiał wrażenie zwykłego, wielorodzinnego domu. W życiu byśmy się nie zorientowali że to właśnie ten budynek, gdyby nie opowieści jego mieszkańca!
Na podwórku, tuż obok "fajnych ruinek" ktoś ciął drewno. Gdy podeszliśmy, przerwał pracę. Nie chcieliśmy przeszkadzać, ale Damian, jak przedstawił się nieco starszy od nas chłopak, był zaciekawiony czemu zglądamy mu podwórko i na nasze przeprosiny za przeszkadzanie w pracy zareagował chęcią zrobienia sobie przerwy, opowieścią o dworze, w którym mieszkał od dziecka (w pokoju, w którym mieszkał urodził się jeden z władców Prus!), oraz o całej okolicy, którą się fascynował.
Jak prawdziwy przewodnik oprowadził nas i pokazał gdzie, co i jak. Gdzie na jego "podwórku dworskim":) są pozostałości dawnego ogrodu. Gdzie w pobliskim lesie w czasie wojny stacjonował ukryty czołg Tygrys (do dziś zachował się ceglany jar). Mówił o strasznym losie mieszkańców osady, gdy w latach '90 XXw padł tutejszy PGR- znajdował się w budynkach folwarku, obecnie wydzierżawianym przez zagranicznego inwestora na spółkę mleczarską. Osobista tragedia związana z najgorszymi dla miescowości czasami dotknęła również jego.
Pokazał nam piękny widok na pola i rzekę wraz z odnowionym młynem wodnym. Opowiedział o walce mieszkaców o Aleję Dębową- powstała na początku XIX wieku, jako część założenia pałacowo - parkowego rodziny Wittig, którą chciano wykosić przy okazji ostatnich zmian w prawie (słynne Lex Szyszko!). Dęby towarzyszyły mieszkańcom w drodze z kościoła przez Dolinę Cichej Strugi na wiejski cmentarz. Dzięki protestowi oraz zaangażowaniu kilkudziesięciu mieszkańców i finansowemu wsparciu niemal trzystu osób z całej Polski aleja nie tylko nie zniknęła ale została poddana długo wyczekiwanej, gruntownej pielęgnacji. Prace pielęgnacyjne z użyciem arborystycznych technik linowych skończyły się w lutym tego roku i objęły 73 dęby szypułkowe, które teraz bezpiecznie mogą cieszyć oko mieszkańców oraz służyć zwierzętom i owadom, jak do tej pory.
Przy okazji spaceru wzdłuż i wszerz osady wysłuchaliśmy również opowieści i (zobaczyliśmy efekty na własne oczy) o trwających pracach restauracyjnych dotyczących miejscowego parku- mieszkańcy odkopali część dawnych stawów i starają się o odbudowę całości. Wszystkie te prace są koordynowane oddolnie- jako inicjatywa samych mieszkańców.
Dzięki Damianowi kości zostały skutecznie rozprostowane podczas długiego spaceru a nasza potrzeba zaglądania w mało znane, piękne stare miejsca zaspokojona z nawiązką!
Brożówka
Na kolejne bardzo ciekawe miejsce trafiliśmy całkiem niedaleko. Był to folwark ze starymi, XIX wiecznymi budynkami gospodarczymi i dworem (aktualnie agroturystyką) w miejscowości Brożówka. Największe wrażenie wywarły na nas te stare budynki gospodarcze i ich niezwykła architektura- majątek jest aktualnie własnościa prywatną a od 1945 r. mieścił się tu PGR. Najciekawsza jest jednak historia tego miejsca z czasów drugiej wojny światowej, bowiem to właśnie tutaj miał mieć swoją rezydencję Himmler. My będąc tam nie byliśmy tego świadomi, bowiem na terenie brak jest jakichkolwiek informacji na ten temat. Znacznie bardziej znana turystycznie jest kwatera polowa tego typka spod ciemnej gwiazdy w pobliskich mazurskich lasach (Hochwald, Pozezdrze- pewnie mówią Wam coś te terminy).
Wiatrak w Grądzkie
Niesamowicie malowniczo położony, wiatrak holenderski z XIX w w miejscowości Grądzkie. Wejście na teren było zamknięte więc aby zapytać się właścicieli czy możemy wejść musieliśmy ten zakaz złamać. Mogliśmy, co też uczyniliśmy. Wiatrak, mimo, ze skrzydła stracił już dawno, malowniczość i pobudzająca wyobraźnię architekturę głównej budowli zachował do dziś.
EkoSiedlisko Szwajcaria Mazurska, czyli Slow life na skraju Puszczy Boreckiej
Przejeżdżaliśmy akurat obok szutrową drogą i po prostu musieliśmy sie zatrzymać.
Niesamowicie estetyczny teren i pięknie zrekonstruowane siedlisko z 1924 roku to efekt nomen omen szwajcarskich doświadczeń niezwykłej pary. Gospodarze tworzący swoje dzieło w zgodzie z naturą i dobrą energią chętnie oprowadzili nas po swoich włościach. Pani Basia i Pan Piotr zakochali się w tych terenach z racji właśnie pięknych, niemalże szwajcarskich widoków. Zainspirowani przez naturę stworzyli miejsce pełne harmonii, ciepła i spokoju. Budynki podtrzymujące tradycje architektury pruskiej zawierają bardzo komfortowe, przestronne pokoje z łazienkami.
Już teraz słynie ono z przepysznego, lokalnego jedzenia a w budowie jest między innymi sala do zajęć jogi- obydwoje gospodarze to zaprawieni entuzjaści jej filozofii, a całość zbudowana jest według zasad jogi tantrycznej. Każdy pokój ma swój kolor i temat zgodny z poszczególnymi czakrami. Całość zamysłu służy odnajdowaniu swojej wewnętrznej równowagi i to chyba działa, bo ocena 9,9 na bookingu i takie zadowolenie osób wypoczywających tutaj nie może być przypadkiem! Wspaniałe miejsce, które możemy z czystym sumieniem polecić każdemu.
Sztynort
No i na koniec, wracając już w stronę domu, niczym wisienka na moim urodzinowym torcie dostałam od losu nafajniejszy właśnie urodzinowy prezent jako zwieńczenie dwóch dni poszukiwań "czegoś" 😉
Mój ulubiony, odwiedzany od lat, a pierwszy widziany w życiu pałac w ruinie- udostępniony do oglądania od wewnątrz! I kolejny raz podczas tego weekendu mieliśmy niesamowite szczęście do ludzi, albowiem okazało się, że wolontariusz Dawid, ktory wychował się w okolicy pałacu, w ten właśnie weekend pierwszy raz oprowadza turystów po jego wnętrzu. A ma to związek z tym, że to niesamowite miejsce doczekało się planów renowacji z prawdziwego zdarzenia i prace ruszają właśnie teraz!
Dawid sprzedał nam miliony ciekawostek i informacji o historii i najbliższych planach.
Sztynort nie leży w Mazurach Garbatych więc jest w tym poście trochę na Krzysia;) Historia i wygląd tego miejsca jest tak niesamowity, że zasługuje na osobny wpis!
Informacje praktyczne
Nocleg
Z tego wyjazdu mamy dla Was trzy noclegi. Ten, w którym spalismy wydaje się być niestety najsłabszym ;D
- Mazurski Dworek przy jeziorze.
Aktualny cennik przedstawia się następująco:
- Pokój trzyosobowy typu Classic - 200 zł
- Pokój trzyosobowy z widokiem na ogród - 190 zł
- Pokój dwuosobowy typu Deluxe - 250 zł
- Pokój trzyosobowy typu Standard - 180 zł
- Domek z tarasem na Mazurach - 250 zł
Dane adresowe: Mazurski Dworek przy Jeziorze, Dworackie 10, telefon:
- (22) 625 44 25
- 508 367 339
- 572 960 819
- 694 400 606
Email: vila2@op.pl,
Szczegóły oferty znajdziecie na: www: dworackie.com.pl
2. Szwajcaria Mazurska: Zawady Oleckie 29, tel 606 666 520, Więcej informacji znajdziecie na stronie obiektu: https://www.szwajcariamazurska.com
lub na Bookingu: https://www.booking.com/hotel/pl/siedlisko-szwajcaria-mazurska-landhaus-masurische-schweiz.pl.html
3. Pensjonacik Pod Tulipanem
Bardzo klimatyczne miejsce, do którego z chęcią byśmy przyjechali na noc następnym razem. Nie dość że naprawdę jest nad jeziorem (hehe), to w dodatku całość wygląda na osobliwa wiejska galeria sztuki. Zresztą, jest to kolejne miejsce z oceną na 10 na Bookingu w tej okolicy!
Adres: Zawady Oleckie 25,
Telefon: 506 423 695
Link na Bookingu: http://www.booking.com/Share-2BSYSk
Jedzenie
Restauracja Zajazd Borysówka
Adres: Sedranki, DW653 40 B, 19-400 Olecko
Niemowlę w trasie! Nasze pierwsze doświadczenia
Jakie są nasze wrażenia po tym weekendzie, jeśli chodzi o bardzo prozaiczną rzecz jaką jest fakt, że podróżowaliśmy dwa dni z niespełna pięciolatkiem i prawiesześciomiesięczniaczką?:) W skrócie: Da się, ale trzeba się nastawić i odpowiednio przygotować:))
Najważniejszą sprawą podczas podróżowania z dziećmi, nie ważne w jakim wieku jest zaspokajanie ich potrzeb i działanie w tzw. międzyczasie. Zaczynając od podstawowych potrzeb typu: karmienie, odpoczynek i zabawa w odpowiednim czasie, do tych nieco mniej oczywistych i bardziej uzależnionych od wieku, czyli np. znalezienie bazy w wygodnym pensjonacie, gdzie nie musicie martwić się o brud na podłodze jeśli dziecko raczkuje, lub np. o staw w okolicy, gdy chodzi i bawi się samodzielnie. Nam tym razem niestety nocleg nie wyszedł, tzn. nie dopasowaliśmy go odpowiednio do wieku naszych dzieci. Rozalia nie mogła swobodnie chodzić po podłodze, Leo nie miał zbyt wielu atrakcji (w sumie jemu wystarczyłaby raptem huśtawka). Na szczęście nie planowaliśmy spędzić na miejscu dużo czasu, bo bardziej interesowała nas okolica.
Poza tym najtrudniejszą sprawą w podróży z dwójką dzieci jest zestrojenie tych ich potrzeb. Jeśli jedno śpi, gdy drugie jest głodne, albo drugie chce sie bawić, gdy pierwsze potrzebuje ciszy to dramat. Tak właśnie wyglądał nasz pierwszy dzień podczas tej wycieczki:) Na szczęście, Leo jest już na tyle zaprawionym podróżnikiem i kochającym, wyrozumiałym bratem, że potrafił usiedzieć cicho i oglądać widoki, gdy Rozalia spała w samochodzie. Gdyby był młodszy lub bardziej złośliwy, zapewne nie wyjechalibyśmy nawet za obwodnice Trójmiasta już mając wszystkiego dość. Na szczęście nr 2: udało nam się kilka razy uspać ich na raz, i wtedy odbyć dłuższe odcinki dróg. Bardzo pomogły wszelkie umilacze czasu jak herbatniki, piosenki, nieszkodliwe gry na telefonie "od święta" czy opowieści o miejscach, gdzie jedziemy.
Kolejną naszą ważną zasadą jest zmęczenie towarzystwa na świeżym powietrzu w pięknych okolicznościach przyrody. Wybieganie, najedzenie i napicie na tyle, by padli po wejściu do samochodu:) Z czasem pewnie zdobędziemy w tym większa wprawę, bo tym razem nie zawsze udało się zrobić to a) skutecznie b) łącznie c) w pięknym miejscu.
Jeśli ogarniecie podstawowe potrzeby dzieci tak żeby nie odczuwały negatywnych skutków podróży to już jesteście w domu. Jeśli po tym wszystkim będziecie mieli siłę na jaranie się okolicą, w której aktualnie się znajdujecie- to podróże z dziećmi są dla Was;)
W sumie więc największą wygraną tego weekendu to brak hasła "Ja już z Wami nigdzie nie jadę!";))
Bo raptem raz, czy dwa to się nie liczy, nie?;)