Po co jechać do Toskanii??! Możliwości oczywiście jest tyle, ile toskańskich winnic i zamków (podpowiem: nieskończenie wiele). A po co jechać tylko na weekend? Jeśli już nie możecie jechać na dłużej, w 3 dni też się da coś zrobić;) My skupiliśmy się na małym, lokalnym festiwalu wina w regionie Chianti, ale oczywiście przy okazji chcieliśmy zobaczyć co nieco okolicy. Było krótko, ale pięknie!
Ktoś jeszcze nie słyszał o regionie słynącym ze wzgórz, wina, jedzenia i SŁOŃCA? Tak jak myślałam, TOSKANII przedstawiać Wam nie muszę:) Produkuje się tu podobno najlepsze wino we Włoszech, a najlepszy winny region Toskanii to właśnie Chianti. A które miasto jest jednym z najważniejszych ośrodków Chianti? 🙂
Lokalizacja: Certaldo!
Certaldo było naszą destynacją z powodu wspomnianego festiwalu wina. Był to nasz cel numer jeden, wobec czego wszelkie atrakcje poza kosztowaniem wina i jedzenia miały być jedynie dodatkiem. Trzeba jednak przyznać, że dobrze trafiliśmy. Certaldo bowiem to miejscowość, którą warto zobaczyć nawet bez kieliszka wina w dłoni.
To miasteczko wygląda po prostu jak żywcem wyjęte ze średniowiecza. Miasto Boccaccia i... cebuli;) O którym nieco więcej napisałam już w tym poście:https://pitupitu.net/festiwal-boccaccesca-2016-wino-jedzenie-i-toskania/ Blisko do słynnego San Gimmigiano, blisko do Florencji. Kamienne, wąskie, wyślizgane już ścieżki, rozpadające się domy, w których nikt nie widzi potrzeby remontu, póki jakoś tam stoi od 500 lat, ten włoski luz i atmosfera święta. (Nie mówiąc o kilkunastu kieliszkach wina wypitych tego dnia). To wszystko sprawiło, że czuliśmy sie tam na prawdę świetnie! 😉 Ale po kolei. Bo na początku nie było tak różowo.
Tuż po przyjeździe pogoda nas nie rozpieszczała. Był środek października, więc można było po niej spodziewać się wszystkiego. Nieco przerażeni widokiem skąpanej w deszczu Via di Boccaccesca (głównej ulicy w Certaldo) na której miał się odbywać festiwal, stwierdziliśmy, że nie będziemy czekać z pysznościami do poprawy pogody. Trip Advisor podpowiedział nam, gdzie najbliżej nas znajdziemy jedną z najlepszych restauracji w tym mieście. Na szczęście staliśmy prawie pod jej drzwiami, więc przemoczeni i zgłodniali od razu rzuciliśmy się na menu.
Restauracja: Messer Bocaccio
Powiem krótko: zgadzamy się z tą rekomendacja po całości! Jedzenie było pyszne, domowe wino smaczne, ceny niewygórowane. W środku unosił się niesamowity zapach, a w drodze do toalety (i suszarki do butów) mieściły się tylne części ogromnych, chyba glinianych pieców do pizzy. Po pierwsze zamówiliśmy wielki dzban domowego wina. Wysuszyliśmy buty i zabraliśmy się za jedzenie:) Spróbowaliśmy kilku przystawek, było kilka rodzajów pizzy i dwa makarony. To jest jeden z niewątpliwych plusów wyjazdów większą grupą- masz pół menu na stoliku i wszystkiego można po trochu spróbować! :)) Wszystko smakowało po prostu włosko, tfu bosko (czyt. wyśmienicie!).
Nie chciałam się rzucać wygłodniałym ludziom z aparatem do talerza, stąd mam zdjęcia głównie tego, co leżało obok mnie, a więc przystawek 🙂
Wszystko złożyło się tak jak powinno: po pierwszym zetknięciu z miejscową kuchnią wyszliśmy na zewnątrz, gdzie już zdążyło się przejaśnić. Wystawcy zaczęli rozkładać swoje towary, a my pierwsze kroki skierowaliśmy do... kościoła! Po co? A po wino;)
Wszystkie festiwalowe zwyczaje, całe nasze próbowanie, jedzenie i wino opisałam już we wspomnianym poście.
Ale żeby zachować nieco kolorytu festiwalowego w tym poście, nie mogę sobie odmówić kilku chociaż zdjęć, z tak przyjemnego popołudnia...
Te kilka godzin w Certaldo to był zdecydowanie świetny, dobrze zagospodarowany czas. Nasze kubki smakowe do tej pory wariują na wspomnienie tamtejszej gorgonzoli, oliwek czy kiełbasek. Po wypiciu kilkunastu kieliszków degustacyjnej ilości wina, zakupie kilku reklamówek z włoskimi kiełbaskami, focacciami, oliwkami, serami, no i winem oczywiście, a tym samym- spełnieniu wszystkich naszych założonych na ten dzień celów, wróciliśmy do naszego pięknego gospodarstwa aby to wszystko tam po prostu zjeść i wypić!
Noclegi: Tenuta Sant'Ilario!!!
Co to był za hotel!!! Tzn. gospodarstwo:) Albo agroturystyka. Ocena 9,1 na 10 na bookingu to zdecydowanie zbyt delikatna pochwała dla tego miejsca. Nie wiem od czego zacząć, więc może po prostu wszystko na raz:)
-budynek, w którym znajduje się ten obiekt pochodzi z... XII w!
-wszystkie pokoje i apartamenty urządzone są w stylu toskańskim (odsłonięte belki stropowe, drewniane podłogi, kamienne ściany);
-otoczony jest ogrodem o powierzchni 60 ha!
-na miejscu znajduje się ceniona restauracja, basen, własny ogródek warzywny;
-sami produkują oliwę (jak chyba każde większe gospodarstwo w Toskanii);
-do Florencji dojazd zajmuje godzinę, do słynnej miejscowości San Gimignano jest stąd zaledwie 10 km.
Brzmi ciekawie? 🙂 No to resztę opowiem Wam zdjęciami. Nie będę tego opisywać, bo zdecydowanie zbyt często musiałabym używać tych samych, oczywistych przymiotników (piękne, cudowne, niesamowite bla bla bla). No bo to po prostu idealne miejsce na odpoczynek i cieszenie się Toskanią!
Otoczenie.
Kilka kamiennych, ultrastarych i świetnie utrzymanych budynków, na wzgórzu otoczonym wspomnianym ogrodem. Plus basen. Plus restauracja. Właściwie można się tu zabarykadować na tydzień i nigdzie się nie ruszać, tylko wdychać Toskanię:))
Apartamenty
No zamek!:)) i do tego z kuchnią;)
My byliśmy tam 6 osobową grupą i wynajęliśmy dwa apartamenty, każdy z dwoma sypialniami. W każdym z nich była dobrze wyposażona kuchnia i łazienka, oraz salon. Ten na zdjęciach powyżej był nieco większy i dzięki kamiennym ścianom czuliśmy się tam jak w jakimś zamku:) Zdecydowanie polecamy, pobyt w takim hotelu czy też gospodarstwie sam w sobie jest ogromną atrakcją.
Winnica: Corbucci Azienda Agricola
Gdy drugiego dnia naszego pobytu od rana słońce świeciło nam w okna, ciężko było zdecydować się na opuszczenie naszego cudnego lokum, ale zdecydowaliśmy się na to w imię nauki. Mieliśmy bowiem w planach odwiedzić pobliskiego producenta wina o nazwisku Corbucci. I dowiedzieć się z pierwszej ręki, jak to jest z tą produkcją wina w Toskanii.
I dobrze zrobiliśmy! Nie dość, że zawróciliśmy temu człowiekowi głowę w niedzielę na kilka godzin, nie dość, że opowiedział nam o wszystkich swoich winach i wytłumaczył jak ono powstaje i czym się różni i cierpliwie odpowiadał na wszystkie nasze pytania, nie dość (!), że nas poczęstował sześcioma różnymi rodzajami własnoręcznie produkowanego wina, wraz z przekąskami, tak żebyśmy nie stracili smaku po pierwszym, to w dodatku... nie chciał od nas za to ani jednego euro! Pasjonat! Albo wariat!;) Gdy chcieliśmy zapłacić za degustację, odparł, że zapłatą dla niego jest nasz entuzjazm w smakowaniu jego trunków, i to, że może szerzyć swoją wiedzę, która idzie w świat. Sam podróżuje po całym świecie ze swoimi winami, opowiada o nich i szerzy grono winomaniaków opowiadając o supertoskanach, np w Moskwie czy w Tokyo. I chyba robi to dobrze, bo dziś do krajów, które eksportują wina Corbucci należą Brazylia, Anglia, Chiny, Niemcy i wiele innych.
Corbucci Azienda Agricola wśród okolicznych mieszkańców ma bardzo dobrą opinię. Jak możecie się domyślać, człowiek, który z taką pasją opowiada o wianach, musi robić je dobrze. Nie pod turystów, nie na siłę.
Gospodarstwo jest w sumie niewielkie- obszar 25 hektarów zajmują plantacje winogron oraz oliwek, z których robi się tu oczywiście oliwę. Na słonecznych, dobrze nawodnionych wzgórzach rosną szczepy Sangiovese, Merlot, Cabernet Sauvignon, Trebbiano, Vernaccia eVermentino i Canaiolo. Żeby wino było tak doskonałe, produkcja nie może być bardzo wydajna. Aby zdobyć certyfikat jakości, produkuje się tu jedynie 50 kwintali z hektara winogron. Staranne oczyszczanie, pozycjonowanie czy leżakowanie odpowiedni czas w dębowych beczkach to tylko niektóre z tajemnic rodziny Corbucci. Produkuje się tu siedem rodzajów win, w tym te z apelacją DOCG. Denominazione di origine controllata e garantita to bardzo restrykcyjnie przyznawane oznaczenie produktów najwyższej klasy. Zgodnie z Wujkiem Google: "Akty prawne określają m.in. maksymalną wydajność z hektara, obszar produkcji, minimalny poziom alkoholu, dopuszczone odmiany winogron, a czasami także minimalny okres starzenia. Oprócz wymagań stawianych winom DOC, wina DOCG są sprawdzane i degustowane przez uprawnionych pracowników administracji przed butelkowaniem. Butelkowanie może odbywać się tylko na obszarze DOCG (zabronione jest wywożenie wina w zbiornikach), a butelki są plombowane za pomocą numerowanych urzędowych banderol."
Dwa z produkowanych tu win mają oznaczenie: supertuskan. O dziwo, nie chodzi o to, że to ulubione wino miejscowego superbohatera. Supertoskany to wina, które niejako oderwały się od tradycyjnych, niekiedy przestarzałych ograniczeń prawnych apelacji DOC i DOCG i powstały jako 'nowoczesne'- twórcy nie mieli na celu dorównanie starym przepisom na pyszne wina, a stworzenie czegoś zupełnie nowego. Ta akcja "unowocześniania" toskańskiego wina rozpoczęła się w latach '60 poprzedniego stulecia. Niektóre z win tak stworzonych doczekały się wielkiego uznania na świecie. Obecnie, podobno modnie jest posiadać w swojej ofercie jakiegoś supertoskana.
Jak widzicie, to żadne tam pitu pitu a prawdziwe, włoskie, najlepsze wina! Bardzo polecamy taką wizytę- to coś zupełnie innego niż testowanie win n festiwalu poprzedniego dnia. Tą winnicę poleciła nam właścicielka naszego gospodarstwa, sama zadzwoniła do Pana Corbucci i nas umówiła na konkretną godzinę. Najlepsze rady zawsze mają miejscowi!
Zakupiliśmy kilka butelek pysznego winka na później, i jako, że dwie osoby degustowały jedynie symboliczne ilości, mogliśmy ruszyć dalej aby zobaczyć coś jeszcze, zanim całkowicie zalegniemy z zakupami nad basenem:)
Zamek: Castello di Oliveto
Zamków w Toskanii, w regionie Chianti, jest po prostu mnóstwo. W niektórych można spać, ale niestety taka przyjemność kosztuje, w przeliczeniu na złotówki, na prawdę miliony. Jeśli jednak akurat bijecie się z myślami czy kupić mieszkanie, czy spędzić tydzień w Toskanii, oto lista zamków w których można spać: http://www.tuscanyaccommodation.com/tuscany-castles/
Wiedząc, że i tak nie zdążymy zobaczyć ich wielu, zdecydowaliśmy, że pojedziemy do tego który będzie najbliżej. Nasza mapa podpowiedziała nam, że będzie to Castello di Olivieto.
Zamek z XV wieku, pięknie położony, na wzgórzu, jak to zamek, nie wiem czy słusznie ale skojarzył mi się nieco z zamkami portugalskimi i stylem mauretańskim. Wrażenie pogłębiło się, gdy zauważyliśmy, że w co drugim kącie (oraz w herbie zamkowym) znajduje się ciemnoskóra postać, na oko jakiegoś Nigeryjczyka. Na miejscu nie dowiedzieliśmy się, co on oznaczał, i dlaczego jego wizerunek znalazł się nawet w zamkowej kaplicy, w centralnym miejscu nad ołtarzem...
No ale od czego jest Internet! Zgodnie z historią zamku przedstawioną na stronie domowej, czarnoskóra postać to kobieta- służąca, która uratowała ostatniego z rodu Puccich, budowniczych i właścicieli zamku, gdy podczas krawawych walk pomiędzy Florencją a Sienną ( a dokładnie: pomiędzy zwolennikami rodziny Medici, wśród których była rodzina Pucci a Republiką Florencji) WSZYSCY dorośli przedstawiciele rodu zostali wybici przez wrogów. Służąca schowała młodego chłopaka, ostatniego przedstawiciela rodu, w piwnicy, gdzie przeczekał on bitwę i dzięki temu przeżył. W ten sposób imię znanej rodziny szlacheckiej przetrwało, a na pamiątkę i w dowód wdzięczności wizerunek tej kobiety umieszczono w herbie Pucci. O stylu mauretańskim nic nie wspominają więc możliwe, że to tylko moje wymysły:D
Jak łatwo się domyślić, nazwa zamku pochodzi od oliwnych drzewek otaczających wzgórze. Oliwa produkowana jest tu zresztą do dziś, tak jak i wino. Poza tym, zamek pełni funkcję agroturystyczną- można tu się przespać, zorganizować imprezę tj. na przykład wesele.
No i właśnie najprawdopodobniej trafiliśmy na moment takiej imprezy, a właściwie moment "poimprezy". Podjechaliśmy pod mury, zaparkowaliśmy samochody i zaczęliśmy się rozglądać. Na zewnątrz żywego ducha. No to wchodzimy za mury. Brama, dziedziniec... Wszędzie pusto! Co więcej, weszliśmy do środka, a tam również- nikogo nie ma. Ale za to, znaleźliśmy lekko uprzątnięte stoły, resztki ciast i pozostałości zapasów win, które najwyraźniej w dniu poprzednim spożywali w tym miejscu weselnicy. Byliśmy tam koło południa, a w zamku wszyscy jeszcze spali! Zachęceni otwartymi WSZYSTKIMI pomieszczeniami, rozejrzeliśmy się po zamku. Weszliśmy do apartamentów papieskich (kilku papieży nocowało w tym zamku), a nawet do piwnicy! gdzie zobaczyliśmy wielkie beczki leżakowanego miejscowego wina, a także mega stare egzemplarze, zakurzonych, kilkudziesięcioletnich win oraz oliw, leżące tak sobie na wyciągnięcie ręki, w otwartym zamku na toskańskim wzgórzu. W tym momencie oczywiście obudził się w nas polski zmysł przedsiębiorczości i od razu zrodziło się pytanie- jak to możliwe, że nikt jeszcze tego stąd nie zabrał, skoro stoi tak sobie na widoku (no ok, w piwnicy, nie tak znowu na widoku pierwszego lepszego przechodnia). Jakoś widocznie przez kilkadziesiąt lat się udało im uchować, może mieliśmy szczęście, że w ogóle dane nam było je zobaczyć. Chianti często rozlewa się do charakterystycznych pękatych butelek umieszczonych w plecionce, zwanych fiasco. Nie warto kupować takich będąc na wakacjach, gdyż często 90% ceny to właśnie ów koszyczek, a nie jakość wina. Ten koszyczek z pewnością był jednym z oryginalnych okazów.
Całe zwiedzanie zamku było niesamowite. Idealnie dopełniło nasz toskański weekend. Nie powiem dlaczego, ale KTOŚ zrobił COŚ, przez co musieliśmy dość szybko pakować się do samochodów i wracać do naszego miejsca noclegowego... Tam, otwierając świeżo zakupione wina od Corbucci, oraz zjadając ostatnie smakołyki z festiwalu dnia poprzedniego, świętowaliśmy urodziny jednego z nas. W takiej scenerii! :)) <3
Kosztorys i Adresy:
Samolot: od 70 zł w dwie strony, do Pizy dostaniecie się Ryanairem z Warszawy-Modlina, Gdańska i Katowic. Oczywiście loty około weekendowe są droższe, tak samo jak te w cieplejszych miesiącach. Większe walizki są dodatkowo płatne, około 100 zł w dwie strony.
Samochód: na 3 dni jest to wydatek od 200 zł w górę. My, z racji braku czasu wynajmowaliśmy samolot na lotnisku w dniu przylotu, więc drożej być nie mogło- zapłaciliśmy około 400 zł, plus paliwo. Do Certaldo z wypożyczalni na lotnisku w Pizie było 74 km, więc nawet dodając do tego kursowanie pomiędzy naszą miejscówką a festiwalem, czy dojazd od winnicy i zamku, za paliwo wyszło nam łącznie kilkanaście euro do podziału na 4 osoby w aucie.
Najlepiej, wiadomo, samochód rezerwować wcześniej- jeśli zrobicie to z polecenia przewoźnika ( po zakupie biletów) dostaniecie albo zniżkę na już, albo tak jak w naszym przypadku już kilkukrotnie, do wykorzystania na później. Należy pamiętać o zabezpieczeniu na karcie kredytowej (kilkaset euro).
Nocleg: Chcieliśmy, żeby był na prawdę boski, więc wybraliśmy jedną z droższych opcji, które były jeszcze w naszym zasięgu. Za osobę, za dobę wyszło 140 zł. Byliśmy tam 3 noce (piątek-poniedziałek), w najdroższym apartamencie, bez wyżywienia.
- Adres: Via Santa Maria a Chianni, 40, 50050 Gambassi Terme FI, Włochy
- Telefon: +39 0571 698195
- Link do agroturystyki na bookingu.
- Strona www: http://www.tenutasantilario.it/en/
Wejściówki: Jedyną opłatą był bilet na festiwal wina za 10 Euro, w cenie którego dostaliśmy kieliszki okolicznościowe, oraz 3 czy 4 kieliszki wina do spróbowania (a w praktyce chyba z 15).
Link do strony festiwalu Boccaccesca: http://www.boccaccesca.it/html/home.html
Winnica Corbucci
- Adres: via Sant'Andrea a Gavignalla 25/A Gambassi Terme (FI) 50050 - Italy
- Tel: +39 0571638201
- Kom: +39 3396125300
- www: https://www.corbuccichianti.com/azienda-agricola-vendita-diretta/en/
Oraz jedzenie oraz, wiadomo, picie- sky is the limit. Tego nie liczę- w apartamencie mieliśmy kuchnię więc można było sobie coś ugotować, niedrogim kosztem zaopatrując się w miejscowym supermarkecie. Albo nie:) Tu dużo zależy od gustów i tego, ile chcemy wydać. No ale standardowy argument- w domu też trzeba kupować jedzenie, więc aż nie jest to bezwzględny koszt wycieczki.
Restauracja Da Messer Boccaccio, to jedna z trzech najlepszych w Certaldo. Ceny były do przyjęcia, tutaj dane kontaktowe:
- Adres: Via Giovanni Boccaccio 35, 50052, Certaldo, Włochy
- Tel: 0571/66.51.22
- www:http://www.damesserboccaccio.it/en/
- odnośnik na Trip Advisor z recenzjami
Łącznie= 70 samolot+100 walizka+100 samochód+140*3 nocleg +40 wejciówka= 730 zł plus wyżywienie/ osobę/ 3 doby. Nie pilnując kosztów, może wyjść dużo, duuuużo więcej. Nam cenę znacznie podwyższyło to, że chcieliśmy koniecznie jechać na festiwal (nie mieliśmy dużego wyboru dat a więc i cen biletów), oraz nie wynajęcie samochodu wcześniej.
Samo więc odpowiedzcie sobie na pytanie, czy warto jechać do Toskanii na weekend!