Po co jechać do Szkocji? Po SZKOCJĘ!!! Czyli kratę, wrzosowiska, mgłę, bezkres, widoki rodem z Skyfall ( i Braveheart, i Nieśmiertelnego), zamki, whisky oraz angielski, którego nie zrozumiesz. Ale nie to jest tam najgorsze.
Najgorsze jest to, że trzeba wybierać. W Szkocji jak nigdzie indziej na kilometr kwadratowy przypada więcej zamków i destylarni whisky, niż ludzi. Przynajmniej w tych rejonach, w których chcieliśmy być, czyli Highlands i mniej więcej środek kraju. Mieliśmy tylko trzy dni, jednego dwulatka, 1000 km do zrobienia i 63 punkty zaznaczone na mapie, które potencjalnie chcieliśmy zobaczyć. W skrócie oznaczało to- CIĘŻKIE WYBORY. Jednym z nich, na szczęście z gatunku takich tylko lekko łamiących serce, był wybór w Stirling- pierwszym przystanku, jednocześnie będącym jedynym miastem oznaczonym jako "warte zobaczenia" na naszej trasie.
Geneza moralniaka.
Wiecie, co to jest ekoturystyka? Standardowa definicja mówi o "podróżowaniu podtrzymującym i polepszającym cechy geograficzne odwiedzanych miejsc, a także ich środowisko, kulturę, piękno, dziedzictwo i dobrobyt mieszkańców". W przewodniku National Geographic o Szkocji, (który już standardowo w całości przeczytałam po przyjeździe, bo w trakcie nie było na to czasu) na 6. stronie znalazłam ich własną definicję, wykraczającą poza przyjęte rozumienie ekoturystyki. Jest to dość szeroko pojęty opis co robić, aby wspierać odwiedzane miejsca.
Najbardziej zaciekawiło mnie stwierdzenie, że należy głosować zawartością portfela: wspierać tych, którzy dbają o dane miejsca, korzystać z usług instytucji starających się cenić i chronić ich unikatowy charakter, poszukiwać sklepów, restauracji, gościńców i biur turystycznych ceniących dane miejsce, które znajduje przyjemność w demonstrowaniu go i dbaniu o nie.
O i tu nastąpił moralniak.
Szkocja to generalnie ciężki dla Polaka kraj na "głosowanie portfelem". To, co historycznie i kulturalnie najfajniejsze, np. hotele w starych, pięknie odrestaurowanych zamkach czy dworach, wejścia do wszystkich ruin i wszystkich miejsc o znaczeniu historycznym, czy restauracje z typowym szkockim jedzeniem JEST BARDZO DROGIE (dla nas). Szkoci do tego stopnia opanowali wyciskanie $ z turystów, że do wielu miejsc bez biletu nie podejdziesz nawet na odległość jako-takego zdjęcia. I tak na przykład:
Wejście do zamku Stirling kosztuje 14,50 funtów szterlingów, czyli jakieś 76 zł za osobę (!!!).
Chyba w życiu nie widziałam takiej ceny za zamek. Oczywiście wcześniej nie sprawdziłam ceny, bo po co, kto by się szykował na takie niespodzianki. Przyjechaliśmy, zaparkowaliśmy, podchodzimy pod bramę, patrzymy na tłum turystów i nagle bang. Albo kolacja albo zamek! Ja tam jem mało, ale chłopaki nie chcieli się zgodzić.
Od razu nastąpiła szybka weryfikacja cel-środek-cel. Opis w przewodniku, zamek z zewnątrz a także opinie z internetów nie zachwyciły nas do tego stopnia, żeby zaakceptować tą cenę. Zagłosowaliśmy więc portfelem z przesłaniem, że to trochę przesada. Ciekawe czy zrozumieją (pewnie nie!), w każdym razie nie weszliśmy do środka. Poza ceną przeraziła nas kolejka do kasy, czas zwiedzania i mina Leosia. Zwiedzanie trwa jakieś 4 godziny a nasz maluch właśnie za godzinę miał iść spać (mając tyle kilometrów do przejechania, tak układaliśmy sobie dzień, żeby spał podczas drogi). Pogoda była zbyt dobra, pora zbyt późna a plan dalszego oglądania Szkocji zbyt napięty. Wiadomo, że nawet na wakacjach liczy się sztuka wyboru: dobre gospodarowanie budżetem i czasem to podstawa fajnego spędzenia czasu. Szczególnie, gdy ma być lowcostowo i intensywnie. Ale jednocześnie, wjeżdżając do tego miasteczka, zarówno samo miasto jak i najbliższa okolica zrobiły na nas duże wrażenie. Nie mogliśmy tego odpuścić, bo było to ostatnie tak stare miasto na trasie, do którego mieliśmy wjechać. Zdecydowaliśmy więc, że tym razem przyoszczędzimy czas i kasę, robiąc to, co mało kto robi w Stirling, czyli skupimy się na obejrzeniu miasta, widoków i zamku z zewnątrz. Jak sie okazało, był to zdecydowanie mniej wydeptany turystycznie pomysł.
Co nas zwabiło do Stirling?
To co podobno obecnie 90% odwiedzających, czyli hasło: bitwa pod Stirling z filmu Braveheart! Chociaż sceny o w filmie kręcone były w Irlandii, a prawda historyczna jest tam mocno ponaciągana, jedno jest pewne: ten film i historia Williama Wallace'a pomogła w promocji miasta jak nic innego w historii. Jeśli jakimś cudem nie wiecie o czym mówię: klasyk kina historyczno-przygodowego w reżyserii Mela Gibsona z 1995 roku, z nim samym w roli głównej, opowiada historię z okresu XIII wiecznej Szkocji. W wyniku osobistej tragedii (żółnierze angielscy zabijają mu żonę) i niesamowitych zdolności przywódczych, William Wallace staje się przywódcą powstania Szkotów przeciwko znienawidzonym Anglikom. Pomijając w tym miejscu opis fantastycznego przesłania filmu o poczuciu wolności, odwadze, patriotyzmie i sile jednostki przeciwko wszystkiemu, pierwsza wygrana bitwa zjednoczonych Szkotów to właśnie Stirling. Film stał się na tyle ważny dla Szkotów, że podobno obudził w nich przyćmione dążenie do niepodległości i utwierdził w przekonaniu, że powinni oderwać się raz na zawsze od Anglii. W referendum o utworzenie szkockiego parlamentu w 1997 roku Szkocka Partia Narodowa w swojej kampanii wyborczej powoływała się na „Braveheart”. Dystrybuowano między innymi ulotki z Gibsonem jako Williamem Wallacem z napisem „Today it’s not just bravehearts who choose independence – it’s also wise heads, and they use the ballot box” (Dziś nie tylko waleczne serca wybierają niepodległość – ale także mądre głowy, wykorzystując urny wyborcze).
Poza tym, Braveheart umiejscowił Szkocję na mapie turystycznej Europy, co, jak widać chociażby po nas, jest marketingiem ponadczasowym.
Stirling
To małe miasteczko, o wyjątkowym znaczeniu dla Szkotów jak już stwierdziliśmy, było dla nas pierwszym przystankiem w naszej krótkiej, jesiennej wycieczce po Szkocji. Jest położone bardzo blisko Glasgow (40 minut samochodem) i Edynburga (godzina drogi), więc wybierając się w północne rewiry tego kraju łatwo o nie zahaczyć. Dla nas stanowiło swego rodzaju "wstęp do szkockości", jeśli mogę tak się wyrazić. Nie lubimy zwiedzać miast ale dla takich smakowitych kąsków architektonicznych i historycznych robimy wyjątek. Wulkaniczna skała "obrośnięta" budynkami i murami widocznymi z daleka to nie tylko zamek, ale właśnie całe miasteczko. Choć miejsce gdzie stoi dzisiejszy zamek odegrało istotną rolę również w historii Williama Wallace'a, do dnia dzisiejszego nie zachowały się żadne budowle z tego okresu. Można więc powiedzieć, że zwiedzając zamek, należy się nastawić raczej na historię późniejsza, w której słowa klucze to: Stewartowie i XVI wiek.
Spacer po Stirling jego średniowiecznymi uliczkami po prostu zachwycił nas swoim klimatem. Jak się później okazało, ulice i budynki tego miasteczka porównywane są z Edynburgiem i samą "Królewską Milą"! Wiele budynków pochodzi z XVI i XVII w czyli najlepszego, królewskiego okresu w historii tego miasta.
Poza starówką, w Stirling można zobaczyć:
0. Zamek w Stirling
Jest jednym z najważniejszych w całej Szkocji: wszyscy (na tych ziemiach oznacza to: Rzymianie, Anglicy i Szkoci) przez całe wieki starali się zawładnąć tym miejscem, więc jeśli macie czas, interesuje Was ta historia i nie lubicie jeść kolacji, z pewnością warto tu zajrzeć. Nawet samo podejście pod zamek, zobaczenie murów, fosy i widoków rozpościerających się z tego miejsca warte jest polecenia.
Informacje praktyczne: wejście: 14,5 £ za osobę, £8.70 za dziecko 5-15 lat; zwiedzanie trwa około 4h, Godziny otwarcia poza sezonem: 9.30: 17.00. Więcej informacji o historii zamku w Stirling znajdziecie tutaj: http://www.zamki-szkocji.com/stirling-castle/, natomiast strona www zamku wraz z możliwością wcześniejszego zakupu biletów i nie stania w kolejce to: http://www.stirlingcastle.gov.uk
Oprócz zamku, którego nie zobaczyliśmy i dlatego zajął na naszej liście zaszczytną, zerową pozycję, oraz starówki, w czasie około dwugodzinnego spaceru zobaczyliśmy i dotknęliśmy między innymi to, o czym niewiele albo wcale przeczytasz w przewodniku NG:
1. Church of the Holy Rude (Kościół Świętego Krzyża) i cmentarz z miejscem widokowym
Kościół przy starym cmentarzu, tuż obok zamku. Nie jesteśmy jakimiś wyjątkowymi nekrofanami, ale muszę przyznać, że to miejsce miało niesamowity klimat i ogłosiliśmy go naszym hitem w Stirling. Nie wiem czy wypada, w końcu to cmentarz. No ALE. Jest staro, romantycznie, staro, gdzieniegdzie widać celtyckie krzyże, grobowco-piramidy i jest staro. I pełno mchu. I Stewartów. Jednym słowem, klimat rodem z angielskiego kryminału.
Dodatkowo, na samym końcu cmentarza znajduje się idealne miejsce widokowe, z którego można podziwiać zamek (jest tu nawet ławeczka do podziwiania widoku i odlany w jakimś metalu plan/mapa tego co możemy zobaczyć dookoła). Jest to najstarsza część cmentarza, nazywa się Old Kirkyard. Najstarsza zapisana na kamieniu data to 1579r. (!)
Informacje praktyczne o Church of the Holy Rude: więcej informacji o datach wejścia do kościoła znajdziecie na stronie: www.holyrude.org/
2. The Old Town Jail (staromiejskie więzienie)
Można zwiedzić w środku! Dla naszego dwulatka to niestety było raczej mało odpowiednie miejsce, więc z żalem odpuściliśmy wchodzenie do środka. Zachowane są cele i więzienne "atrakcje". Podobno warto odwiedzić dla samego przewodnika, którym jest aktor wcielający się w różne role.
Informacje praktyczne Stirling Old Town Jail, wstęp z oprowadzaniem przez aktora kosztuje £5, dzieci poniżej 5 roku życia gratis. Informacje o biletach i godzinach otwarcia: https://www.secret-scotland.com/Attractions/stirling-jail.html
3. Cowane's hospital
Stary, niesamowicie klimatyczny przytułek z XVIIw. Nie odrestaurowany, przez to taki straszny i autentyczny, czai się na nieświadomych turystów tuż za Kościołem Świętego Krzyża. Z racji nazwy po angielsku ("hospital") od razu wkręciliśmy sobie, że to szpital dla psychicznie chorych, co bardzo pasowało do jego klimatu 😀
Fundator przytułku, John Cowane do dziś spogląda na przybyłych znad drzwi wejściowych. Legenda głosi, że każdego Sylwestra pomnik budzi się do życia i zeskakuje na dół wesoło tańczyć na dziedzińcu. Ciaaaary.
Informacje praktyczne o Cowane's hospital: ma nawet stronę, można go wynająć na wesela i eventy. Można wesprzeć projekt ratunku tego 400-letniego budynku: http://www.cowanes.org.uk
4. National Wallace Monument
Wieża/pomnik na cześć wspomnianego bohatera narodowego Szkocji, Williama Wallace'a widoczna ze wzgórza zamku Striling, oddalona od tego zamku o 4,4 km. Dość osobliwy dla nas sposób uhonorowania pamięci buntownika, z pewnością idealnie wpisuje się w tutejszy krajobraz.
Informacje praktyczne Wallace Monument: Cena biletu to £9.99, dzieci £6.25. Godziny otwarcia: 10.30 do 16.00)Bilet wstępu można nabyć w punkcie obsługi zwiedzających (na parkingu) lub przy stanowisku obsługi zwiedzających wewnątrz zabytkowej budowli. (Audioprzewodniki umożliwiające samodzielne zwiedzanie dostępne są w języku hiszpańskim, niemieckim, francuskim oraz włoskim). Strona zabytku z wszystkimi niezbędnymi informacjami takimi jak dojazd, parkingi, godziny otwarcia o różnych porach roku po polsku: http://www.nationalwallacemonument.com/polski/
A Oto mapa z dojazdem z Glasgow (odległość to 43 km czyli jakieś 40 minut drogi samochodem) i miejscami w Stirling, które widzieliśmy:
Nie pierwszy raz okazuje się, że warto spojrzeć w odwrotną stronę niż wskazuje kierunek kolejki.
Ostatni punkt definicji ekoturystyki przyjęty przez NG to:
Wracać do domu z bogactwem wspomnień i epizodów do opowiedzenia, ze świadomością, że przyczyniliśmy się do zachowania bądź poprawienia walorów odwiedzanych miejsc i okolic.
(ja dodałabym: i z naręczem fotek do pokazania).
Jeśli zdjęcia i nasze wspomnienia choć trochę zachęciły Was do przyjazdu w to miejsce i podziwiania nie tylko atrakcji nr 1 (na naszej liście nr 0.) znanej wszystkim turystom, to może jednak nie jesteśmy takimi skończonymi turystycznymi ekodegeneruchami! 😉