Prastara Puszcza przywołała nas na sam koniec wakacji, aby właśnie wokół niej pokręcić się i wzdłuż, i wszerz, i od środka, podczas naszego jedynego prawdziwego urlopu zeszłego lata. Nic nie planowaliśmy - poza dwoma punktami. Pierwszym z nich było wypożyczenie dachowego namiotu. Musicie wiedzieć, że mają bestie wzięcie i należy o tym pomyśleć zawczasu. Punkt drugi był bardzo podświadomy- zamarzyło nam się coś, czego do tej pory jeszcze nie robiliśmy: spędzić na Podlasiu tyle czasu, aby się nim w końcu nasycić!
'Bezplan totalny' jest tym, w czym naturalnie się odnajdujemy. Wspaniale jest zdać się na los, włączyć czujki amatorskiego podróżnika-odkrywcy i bez zbędnej zwłoki rzucić się w wir przygód, sprawdzając na własne oczy, co z tego wyjdzie.
(bez) Plan na Podlasie
Zrodził się w naszej głowie po odczekaniu, miejmy nadzieję, najgorszego co przytrafiło się całej turystyce ściany wschodniej w 2022r. Właśnie w 2022r. roku, pierwszy raz od 12 lat, nie odwiedziliśmy naszej ukochanej krainy. Tęskniliśmy jak *#%!!(*. -cholerka.
Wróciliśmy na Podlasie, odetchnęliśmy najczystszym powietrzem w Polsce i starym, dobrym zwyczajem, daliśmy się pokierować tam, gdzie nas poniosło.
Padło na Puszczę i same jej najsmakowitsze kąski, którymi niniejszym z radością się dzielimy. Całkiem niechcący zobaczyliśmy całe mnóstwo pięknych miejsc, zjedliśmy przepyszne przysmaki lokalnej kuchni, spaliśmy w cudnych miejscówkach- zarówno w tradycyjnej chacie w puszczy, tuż przy granicy z Białorusią, w 4* , najlepszym hotelu w okolicy, jak i wielokrotnie, w tym 9733 gwiazdkowym-w namiocie na dachu auta. I to wszystko z dziećmi, i naszym jeszcze prawie szczeniaczkiem na pokładzie:)
Jeśli nie lubicie na własnej skórze testować wielu możliwości i niemożliwości, poniżej gotowy spis, naszym skromnym zdaniem, najbardziej atrakcyjnych atrakcji i najlepszych miejsc na wywczas i jedzonko w Puszczy Białowieskiej!
Budy
1. Sioło Budy- kemping w samym środku Puszczy Białowieskiej
Nasz nieomylny zmysł trampka kazał nam wyjechać w tę krainę w ostatnim tygodniu wakacji szkolnych. Okazało się to strzałem w 10! Byliśmy prawie jedynymi turystami, którzy wpadli na ten pomysł w tym miejscu i czasie. Również na kempingu w "Sioło Budy".
"Sioło Budy" to agroturystyka w samym centum Puszczy, w miejscowości Budy właśnie. Pod samą ścianą prastarego lasu, przy końcu tego kompleksu znajdziecie mały skansen. Na jego terenie, w jednej z odrestaurowanych chat jest łazienka dla korzystających z kempingu, którego pole jest dosłownie tuż obok. Dalej kilka chat- zarówno nowych, jak i odnowionych, w stylu bardzo tutejszym. A w jednej z nich codzienne cudowne śniadanie, z samych lokalnych pyszności. Są domowe sery, swojskie kiełbaski i wędliny, miód z pobliskiej pasieki, chleby i chałka wypiekane na miejscu. Do tego jaja od kur, świeże warzywa z ogródka i można umierać. Podlaski przysmak, czyli chałka z wielkim plastrem świeżego twarogu polanego miodem smakował tu tak dobrze, że jeszcze dziś ślinianki pracują zawzięcie na jego wspomnienie.
Słodkie nicnierobienie i cieszenie się wspólnym czasem podczas tych niespodziewanie upalnych dni przeplataliśmy spacerami i siedzeniem w Puszczy, którą mieliśmy dosłownie kilkanaście metrów od naszej bazy. Spacer po okolicy czy siedzenie na ławeczce w cieniu drzew grając w gry z dziećmi był właśnie tym, po to stworzono to miejsce- czystym relaksem i napawaniem się spokojem.
Wieczorne ogniska spędziliśmy na nadsłuchiwaniu właśnie rozpoczynającego się rykowiska jeleni, obserwacji chodzącej mgły i pełni księżyca. Darma, nasz roczny kundelek, przeżyła wakacje życia obserwując w nocy wszystko co ruszało się w okolicznych zaroślach. Nigdy nie widziałam tak śpiącego w ciągu dnia psa:)
Nocleg na polu namiotowym kosztował nas 75 zł za dobę. Śniadanie 40 zł/osobę. Dodatkowo płatne jest drewno do ogniska. Obiekt niestety otwarty tylko sezonowo. Na terenie jest plac zabaw dla dzieci, przestronna jadalnia z kominkiem i duuużo miejsca.
Na obiad polecamy przejść się spacerkiem do kultowego miejsca w Budach. "Zajazd myśliwski u kolarza", a tak naprawdę u stolarza, jak mówią miejscowi, to stary zajazd z menu wyłącznie myśliwskim. Wystrój mocno kolarski z racji właściciela kolarza, oraz mocno myśliwski, z racji oczywiście serwowanego menu. Pani Gessler nie ma tu czego szukać, wszystko pasuje- krótka, myśliwska karta z pysznym jedzeniem (zjedliśmy pierogi z jagodami, zupę myśliwską i dziczyznę), klimatyczny wystrój i odpowiednie ceny.
Sioło Budy
Budy 41
17-230 Białowieża,
www.siolo-budy.pl
Białowieża
2. Szlak rowerowy przez Miejsce Mocy, Dęby Królewskie i Rezerwat pokazowy żubrów
W Białowieży w wypożyczalni rowerów "U Strażnika Leśnego" wypożyczyliśmy rowery i przyczepkę, zakupiliśmy mapę i zasięgnęliśmy języka właściciela tego przybytku. Szlak, który nam polecił to idealna odległość, trudność oraz ilość przystanków/atrakcji jak na naszą ekipę, na jeden dzień. Byliśmy nastawieni właśnie na żubry i tzw. Miejsce Mocy. Pogoda sprzyjała, a my, nauczeni poprzednimi wycieczkami w czwórkę spakowaliśmy odpowiednie zapasy na każdy etap tego mini tripa. Całość trasy miała około 20 km i prowadziła przez mało uczęszczane, bezpieczne drogi asfaltowe, leśne i polne. Najgorszym momentem trasy była sama końcówka (z Miejsca Mocy do Białowieży) prowadząca niestety kamulcowym grubym żwirem.
Rezerwat Dębów Królewskich
Pierwszym dłuższym przystankiem (nie licząc tych kilkunastu po drodze na siusiupiciumammoooooo) był Rezerwat Dębów Królewskich. Warto odwiedzić to miejsce ze względu na dużą ilość tych najszlachetniejszych drzew, przy okazji przedstawionych w bardzo fajny sposób. Wśród tych nawet 500letnich, cudownych drzew prowadzi bowiem ścieżka edukacyjna opowiadającą ciekawostki o królach Polski, którzy odwiedzili Puszczę na polowaniach. Niemal kilometrową ścieżkę pokonuje się w kilkadziesiąt minut czytając po drodze wiele zabawnych i bardzo ciekawych ciekawostek związanych z Puszczą i dawnymi władcami. Drzewa są niewyobrażalnie wielkie i piękne. Wstęp jest symbolicznie płatny, a teren bardzo zadbany i fajnie przygotowany. W sam raz na przystanek rowerowy, posilenie się i zebranie sił na dalszy przejazd. Z pieskiem nie było problemu, kładka jest również przystosowana dla wózków i osób niepełnosprawnych.
Rezerwat pokazowy żubrów
Żubra zobaczyć w Puszczy trzeba! Rezerwat pokazowy żubrów, w którym żubry ( i inne zwierzęta Puszczy) żyją prawie jak na wolności jest do tego świetnym miejscem. Zaskoczyła nas nowoczesność tego miejsca- okazały budynek recepcji i biura rezerwatu, w którym schroniliśmy się na kilka chwil deszczu okazał się być również małym interaktywnym muzeum na temat oczywiście żubrów. Wystawa jest bardzo ciekawa i edukacyjna, zarówno dla dzieci jak i rodziców. Gamerzy ucieszą się na widok gry a'la Kinect czy Playstation VR w której stajemy się żubrem gnającym przez las.
Kolejnym wspaniałym zaskoczeniem było zaproszenie naszej psinki do boksu dla zwierząt na czas naszego spaceru wśród żubrów. Dostała duży kojec tylko dla niej i miseczkę z wodą.
Na samym początku zwiedzania rezerwatu natrafiamy na bardzo rozległy plac zabaw dla dzieci z hitową dla nas tyrolką. W rezerwacie, w warunkach zbliżonych do naturalnych, eksponowane są żubry, koniki polskie typu tarpana, łosie, jelenie, sarny, dziki, żubronie (krzyżówka żubra z bydłem domowym), wilki i ryś.
Zobaczenie całości zajęło nam około godzinkę i wywołało mnóstwo emocji. Wstęp jest płatny a godziny otwarcia różnią się od pory roku, tutaj można znaleźć wszystkie szczegóły: LINK
Miejsce Mocy
Jednym z głównych punktów na tej trasie rowerowej było tzw. "Miejsce mocy". Specyficzny klimat tajemniczego przybytku udzielił się i nam. Stare, powyginane, wielopniowe drzewa i subtelne wibracje. Do tego wyjątkowe, jak na środek lasu, nagromadzenie głogów oraz dzikich grusz, a pomiędzy nimi ułożone w przemyślany system głazy różnej wielkości i kształtu, zaś pod warstwą próchnicy kolejny system utworzony przez mniejsze kamienie. Miejsca mocy to obszary o pozytywnym promieniowaniu, tzn. występuje w nich taka forma subtelnej wibracji, która jest najzdrowsza dla człowieka.
Przypuszcza się, że było to miejsce kultu dawnych Słowian. Stara legenda głosi, że istniało w Puszczy miejsce, w którym gromadzili się wtajemniczeni, by wykorzystując moc swoją oraz kamieni powstrzymywać bogów i złe moce. Być może było to właśnie to miejsce. Tak czy inaczej, tak gęsto nagromadzonych przedziwnych formacji drzewnych, jakby rozsadzonych od środka energią płynącą z głębi ziemi nie ma nigdzie indziej. (Miejsce zaznaczone na mapce Google u góry postu).
3. Hotel "Żubrówka"**** w Białowieży
Idąc żubrzanym tropem, trafiliśmy do najlepszego hotelu w tej okolicy. Mając za sobą ledwo przespaną noc podczas jednej z towarzyszących nam uparcie burz, oblepienie milionem robaczków ze świeżo skoszonej trawy na polu, na którym spaliśmy, a także brak łazienki tamże, nie braliśmy jeńców podczas wyboru "noclegu ratującego".
Hotel Żubrówka oferuje super standard pokojów, możliwość noclegu z małym pieskiem, bardzo przyjemny basen i strefę SPA z dużymi przeszkleniami, i co najlepsze- wielokrotnie nagradzaną regionalna restaurację! Dziczyzna, grzyby, przepyszne- bardzo różnorodne i bogate we własne wyroby- śniadania, oryginalne pomysły, spektakularne smaki. Cud, miód i orzeszki!
Hajnówka
4. Kolej wąskotorowa do serca Puszczy
Tą słynną białowieską miejscowość odwiedziliśmy w jednym celu- to tutaj startuje jedyna na tym obszarze stara kolej wąskotorowa! W czasie I wojny światowej nitkami działających niemieckich kolejek wąskotorowych poprzecinana została cała Puszcza, aż do lat 80 XX. w były używane do transportu drewna.
Trasa Hajnówka- Topiło trwa nieco ponad godzinkę, prowadzi przez niedostępne rejony Puszczy i pozwala nacieszyć oczy i nos dziką przyrodą. Bilety kupuje się w dniu wyjazdu, my załapaliśmy się na ostatni kurs w wakacje:) Cała przejażdżka obejmuje godzinny przejazd do miejscowości Topiło, godzinę postoju w miejscu oraz powrót. W Topile w trakcie trwania przejazdów kolejki otwarty jest bar na świeżym powietrzu z jedzeniem i piciem oraz małymi atrakcjami dla dzieci.
Trasa funkcjonuje od początku wakacji do końca września (we wrześniu tylko w weekendy). Uwaga- nie jest możliwy wstęp z pieskiem, jeden z nas musiał się więc poświęcić i dojechać autem do miejsca postoju, skąd pojechaliśmy już dalej razem autem. Jest to dość dobre rozwiązanie jeśli nie chcecie przeznaczać pół dnia na tą atrakcje. Naszym zdaniem godzinna przejażdżka wystarcza w zupełności, żeby nacieszyć się tą dawną formą transportu.
Link do strony Urzędu Miasta Hajnówka z informacjami praktycznymi o kolei wąskotorowej
Stare Masiewo
5. Nocleg w białowieskiej chacie tuż przy granicy
Właściciel wypożyczalni rowerów zapytany o super miejsce na nocleg w Puszczy wskazał kemping kolegi w Białowieży:,) oraz- jeśli chcemy zobaczyć rzeczywiście dziką, niekomercyjna jej część - maleńką mieścinę na północnym krańcu tego prastarego lasu, do której nie jest przekonany, że można teraz wjeżdżać i czy wejście do Puszczy nie jest z tamtej strony zabronione. Zgadnijcie, co wybraliśmy.
Do Starego Masiewa dotarliśmy tuż przed zmrokiem. Aura tego miejsca była niesamowita- brak zasięgu telefonu, kilkanaście starych domów wzdłuż jedynej ulicy, jedynymi samochodami jeżdżącymi w stronę zielonej granicy były te policyjne i straży miejskiej. Aby móc zadzwonić do właściciela chaty do wynajęcia z ogłoszenia na płocie musieliśmy pojechać do miejscowości obok (dokładnie do restauracji "Dwór Bartnika"- bardzo znane miejsce w okolicy, znów z pysznym, miejscowym jedzeniem). Udało nam się wynająć chatę na jedną noc.
Za stroną www.narewka.pl: "Przed II wojną światową Masiewo było dużą (liczącą ponad 200 domów) wsią, w której znajdowały się dwie żydowskie karczmy, sklep i biblioteka. Mieszkańcy, w zdecydowanej większości prawosławni, uczęszczali na nabożeństwa do pobliskiej cerkwi parafialnej znajdującej się w Cichej Woli. Obecnie zarówno cerkiew, jaki i cmentarz, na którym znajdują się groby dawnych mieszkańców Masiewa, znajdują się na terytorium Białorusi.
W lipcu 1941, w ramach akcji tzw. „oczyszczania Puszczy Białowieskiej” inspirowanej przez Hermanna Göringa, hitlerowcy wysiedlili mieszkańców Masiewa, a wieś zrównali z ziemią. Chodziło o utworzenie wokół Puszczy strefy niezamieszkanej, aby utrudnić działalność partyzantom. Do 2000r. 95% mieszkańców wsi było wyznania prawosławnego. W ostatnich latach grunty wsi wykupowane są przez mieszkańców miast, którzy budują tam domy letniskowe. W 1980 r. w ramach badań dialektologicznych przeprowadzonych w Masiewie pod kierunkiem Janusza Siatkowskiego odnotowano, że podstawowym środkiem porozumiewania się mieszkańców między sobą jest gwara białoruska. "
Interesowała nas opinia miejscowych mieszkańców o sytuacji na granicy. Ci, z którymi rozmawialiśmy przekazali nam, że migranci owszem, pokonują mur nadal, jest ich mniej niż ok temu ale nie są groźni, raczej wystraszeni i głodni, nigdy krzywdy nikomu tu nie wyrządzili. Można natknąć się w Parku Narodowym na ślady ich obecności albo samych ludzi, ale nie jest to łatwe i należy obecnie do żadnych widoków.
Po nocy spędzonej w tym dziwnym miejscu poszliśmy na spacer w pobliską Puszczę. Na szczęście wejście do Parku Narodowego nie było zabronione a zapowiadane opady deszczu zbyt obfite. Obraliśmy azymut na stary cmentarz ewangelicki ukryty tuż przy granicy.
6. Stary Cmentarz ewangelicki
Po około 20 minutach drogi doszliśmy do starego cmentarza ewangelickiego.
To pozostałość po osadnikach niemieckich, którzy osiedlili się w Masiewie i pobliskiej wsi Czoło (dziś na terenie Białorusi) na początku XIX wieku. Nagrobków pozostało kilka, teren jest ogrodzony i utrzymany we względnym porządku. Najlepiej zachowane jest byłe miejsce spoczynku polskiego sołtysa Masiewa, Jana Mackiewicza, zamordowanego przez sowietów podczas I Wojny Światowej i pochowanego pośpiesznie na tym nieczynnym cmentarzu.
7. Białowieski Park Narodowy
Dopiero tutaj, na samym końcu naszej wyprawy weszliśmy w ten najbardziej pilnowany kawałek puszczy - Białowieski Park Narodowy. Natrafiliśmy na grzybiarza, który dokładnie wiedział jakim samochodem przyjechaliśmy i gdzie śpimy... To mówiło wiele o ilości turystów w tej najbliższej granicy miejscowości.
Na szczęście oprócz marki naszego samochodu Pan Grzybiarz podzielił się z nami zdecydowanie ciekawszymi informacjami: swoimi stanowiskami kurkowymi! Zachęceni zrobiliśmy najpiękniejsze grzybobranie w naszej karierze. Nie chcecie wiedzieć, jak smakowała jajecznica następnego dnia, już w domu:)))
Grzybobranie w lekkiej mżawce było naszym ostatnim doświadczeniem podczas tego wypadu na Podlasie. Obcowanie z pradawnymi drzewami w naturalnym, nie zepsutym ręką człowieka środowisku jest czym pięknym, czego trzeba doświadczyć samemu, a o czym próżno się rozpisywać.
Podsumowując,
Plan nam się nie udał: Podlasiem się zdecydowanie nie nasycyliśmy. Zjechaliśmy całkiem pokaźny kawał Puszczy, jak na bezplan całkiem różnorodny i chyba pokazujacy ją z każdej strony -nie tylko od środka, z góry i dookoła;), ale na dziko, na bogato, na turystycznie i na autentycznie. Zjedliśmy najpyszniejsze dania, znaleźliśmy w najczystszej pyszczy świeże kurki i kupiliśmy od miejscowych gospodarzy zapasy najsmaczniejszych pomidorów i cebulek. Następnym razem spróbujemy wynająć przewodnika i dojść do jeszcze bardziej schowanych w tym prastarym lesie skarbów. Jedyny w Europie pierwotny las zafascynował nas swoją mocą!
We will be back.
PS. A CO Z TYM NAMIOTEM NA DACHU???!!!
Nasz pierwszy wyjazd z namiotem na dachu skłania do następujących refleksji:
-jest to super fan, w tym oczywiście najmocniej dla dzieci, choć nie tylko:)
-bardzo szybko się go instaluje i rozkłada;
-nieco dłużej oczywiście trwa pakowanie, bo trzeba się spakować z całym dobytkiem do auta;
-miejsca do spania jest dużo;
-czuliśmy się bezpieczniej będąc na terenie wielu zwierząt, słysząc nocne rykowisko jeleni i wycie wilków :O
-problemem jest z pewnością nagle SIKUUU dziecięce w środku nocy czy nad ranem i schodzenie po schodkach;
-problemem jest chęć ruszenia się gdzieś autem- bez spakowania obozu autem ruszyć się raczej nie da...
-dużym problemem był sezon burzowy: aplikacja Windy podczas zachmurzenia działała u ans non stop. Dwa razy musieliśmy się ewakuować z dachu do środka auta ze względów bezpieczeństwa. Spanie na wysokości w namiocie, najwyższym punkcie na rozległym terenie pola namiotowego nie byłoby najbezpieczniejszym pomysłem podczas sierpniowych, intensywnych burz;)
Kwestie techniczne: wypożyczyliśmy 4-osobowy namiot dachowy, miejsca było wystarczająco jak dla nas, bagaże oczywiście były w aucie. Adres super wypożyczalni w Gdańsku, z bardzo pomocną obsługą : www.2pbanda.com
Koszt wypożyczenia namiotu dachowego to 100-150 zł za dobę w zależności od ilości dni.
Podsumowując: super sprawa, ale raczej na wyprawy typu spanie w jednym miejscu i rano ruszamy dalej. Rozbijanie się z obozem na kilka dni powoduje, że albo nie ruszasz się z miejsca autem (można np. wtedy zwiedzać okolicę rowerami) albo za każdym razem musisz się całkowicie zwijać. Jest to mało komfortowe, jeśli masz dużo gratów i tobołków. Dla nas, z racji tego, że lubimy się mocno ruszać, na taki trip jak powyżej zdecydowanie bardziej sprawdziłby się duży namiot na ziemi, który w ciagu dnia można zostawić na campingu i skoczyć gdzieś autem pozwiedzać, wracając na nocleg. Ale zdecydowanie nie mówimy NIE tej formie noclegu , doświadczenie było cudowne! Szczególnie biorąc pod uwagę białowieskie safari na żywo, czyli obawy o buszujące w pobliskich krzaczorach wilki i jelenie:)))