Moskwę odwiedzaliśmy po raz drugi w życiu. I po raz drugi w życiu, to miasto nas oczarowało.
Pierwszy był niecały rok temu. Po wyjeździe, serio, nie wiedziałam co mam myśleć. Miesiącami trawiłam, przeżywałam i zastanawiałam się, czy to dobrze, że AŻ takie wrażenie na mnie to miasto zrobiło. W końcu było świadkiem, epicentrum i scenografią dla wielu, na prawdę okrutnych wydarzeń w historii trudnej, polsko-rosyjskiej "przyjaźni". Albo przyjaźni. Takiej między zwykłymi Polakami i Rosjanami.
Teraz jednak dobrze wiedziałam czego się spodziewać. Ogromu. Kolorów. Bajki. Niestety dla nas, tego miasta nie da się nie kochać!
Transsib. Przystanek nr 1: Moskwa!
Te kilka letnich dni w Moskwie było zdecydowanie dobrym pomysłem na rozgrzewkę przed Koleją Transsyberyjską, na poczucie skrajnego kontrastu. Prosto ze stolicy największego kraju na świecie, miasta najbogatszych ludzi i największej ilości milionerów (w 2006 r.) mieliśmy bowiem jechać do Neyi, małej miejscowości w Tajdze, w połowie drogi na Ural. Do krainy Maszy i Niedźwiedzia.
Do Moskwy dolecieliśmy samolotem, w 2h z Warszawy (to tak blisko!). Tak się złożyło, że "musieliśmy" spędzić kilka dni w tym mieście, bo pokręciły mi się daty przy planowaniu całej trasy tak, żeby skrzyżować nasze drogi z siostrą we wspomnianej Neyi. Przy tej ilości opcji czasowych i trasowych, które braliśmy pod uwagę, musiałam mieć jakieś chwilowe zamroczenie, gdy w końcu kupiłam bilety na wymyśloną wcześniej, przekalkulowaną na wszelkie sposoby datę, tak żeby wysiąść rano w Moskwie i wieczorem wsiąść w pociąg do Neyi i Marleny. Okazało się, że oni z Pekinu dojadą tam dopiero za 3 dni 😀 Reszta wycieczki była więc całkowicie podporządkowana dacie spotkania w Neyi. Na szczęście w okresie, na który mieliśmy mieć wizy, udało się 'upchnąć' wszystko to, co chcieliśmy zrobić i zobaczyć;)
Ale wracając do Moskwy!
Czuliśmy się niesamowitymi kozakami, gdy wybierając się po południu, tuż po przylocie, na pierwsz spacer, mogliśmy powiedzieć "Ciocia, zaufaj nam, trochę znamy to miasto :>". No ile osób może tak powiedzieć o stolicy Rosji!?! Ile osób ma swoje ulubione miejsca w tym mieście??! które ma szczęście oglądać po raz kolejny w życiu i nadal się z tego powodu cieszyć. A cieszyliśmy się jak dzieciaki.
Do tej pory w Moskwie zobaczyliśmy: pięć z siedmiu Sióstr Stalina, Teatr Bolszoi, Muzeon Park of Arts, Sobór Chrystusa Zbawiciela, Kładkę Patriarchów i Wyspę Moskiewską. Plac Czerwony i jego okolice: GUM, Warwarkę, Kitay Gorod. Weszliśmy za mury Kremla, i zobaczyliśmy od środka najważniejsze dla Rosjan stare cerkwie i sobory oraz większą część tego terenu. Obejrzeliśmy dokładnie 22 stacje najpiękniejszego metra na świecie. Weszliśmy do Mauzoleum Lenina i do najsłynniejszego, baśniowego Soboru Wasyla Błogosławionego.
I wtedy, po tych kilku dniach spacerów typu "nogi z tyłka", oglądaniu wszystkiego na co tylko mieliśmy siłę, byliśmy wykończeni ale jednocześnie szczerze zawiedzeni, że nie udało nam się zobaczyć całej reszty- szczególnie, że nie przewidywaliśmy szybkiego, o ile w ogóle, powrotu w te rejony. W tym roku nadarzyła się więc znakomita okazja, aby tą nasza wishlistę nadrobić. Mimo, że była bardzo długa, poświęciliśmy sporo czasu na delektowanie się również tym, co już znamy.
Metro moskiewskie!
Metro moskiewskie ma dla mnie szczególne znaczenie, również w kontekście tego bloga. To o nim był pierwszy post z Rosji. To był pierwszy, tak bardzo popularny post, czytany i komentowany wielokrotnie więcej razy niż wszystkie inne do tej pory. Był to tekst, dzięki któremu zadebiutowałam na drukowanych łamach "Magazynu Podróże" we wszystkich Empikach w kraju (z czego, jeszcze 5 lat temu, miałam niezłą bekę*).
*5 lat temu w Zeszytach Naukowych Uniwersytetu Gdańskiego wyszła mój pierwsza praca naukowa- w nakładzie, żeby nie skłamać, może z 15 egzemplarzy;))
Kiedy więc znów weszliśmy do TEGO metra, dojechaliśmy do stacji, przy której mieliśmy wysiadać, i znów była to stacja Mayakowskaja, przy której również ostatnio mieszkaliśmy, poczuliśmy się jak w domu:) Znajome korytarze i peron, o którym tyle czytałam po ostatniej wizycie (tak, recenzje też zawsze czytam po seansie). Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że w czasie wojny to tutaj Stalin urządził tymczasowy gabinet komitetu centralnego. Rozwinięto czerwone dywany, ustawiono krzesła i podest dla najważniejszych towarzyszy. Wagony przerobiono na bufety, w przejściu podziemnym uruchomiono szatnię. Nie wiedziałam, że cała hala peronu głównego została tak zaprojektowana aby akustyka w tym miejscu była perfekcyjna- do dziś odbywają się tu koncerty.
Tuż po wyjściu na peron i rozglądaniu się z nieutajonym uśmiechem na naszych mordkach, podszedł do nas jakiś mężczyzna i widząc, że stacja bardzo nam się podoba, wyjął drobną monetę i kazał nam patrzeć na to, co robi. Pochylił się przy jednym z filarów, przytrzymał monetę w jednym z metalowych wyżłobień i dość mocno sunął ją w górę. Co się stało? Moneta przeleciała w tym idealnym łuku na drugi jego koniec, czyli kilka metrów dalej, przy przeciwległym filarze. Tak oto, widzieliśmy na własne oczy doskonałość projektu i wykonania jednego z podziemnych pałaców Stalina.
Po poprzednim wyjeździe miałam nieszczęśliwy wypadek z komputerem i Leosiem w roli głównej, czego efektem były skasowane prawie wszystkie zdjęcia z Moskwy. Okazało się, że nie mamy żadnych wyraźnych zdjęć najpiękniejszej ze stacji- Komsomolskaja. Tym razem nadrobiliśmy więc i to;)
Niestety, podczas tego pobytu nie udało nam się dojechać do którejś z ultranowoczesnych, najnowszych stacji. (mamy coś jeszcze na następny raz!;)
Tekst o metrze moskiewskim, nasze zdjęcia i jego historię znajdziecie tutaj. Na zachęte kilka przykładowych stacji:
Plac Czerwony
Poprzednim razem, byliśmy "nieco" zawiedzeni, widząc w tym prawie najważniejszym miejscu w Moskwie rozstawione trybuny i ogrodzenia tymczasowe, zabraniające wejścia na większą część Placu. Pomyśleliśmy, że musimy mieć wyjątkowego pecha, że akurat, gdy jesteśmy, nie możemy obejrzeć symbolu Moskwy w pełnej krasie.
Podczas tego pobytu, oczywiście już pierwszego dnia pobytu skierowaliśmy tu nasze kroki. I nie mogliśmy uwierzyć własny m oczom. Plac był zamknięty! Nie można było wejść na niego z żadnej strony. Znowu coś się działo, jakieś występy, rozstawianie sceny, policja pilnująca wejść zewsząd. Ktoś coś mówił o pechu?:)
W Moskwie tyle jest do oglądania. Myśleliśmy, że zobaczymy Plac Czerwony raz, i polecimy dalej. Nasze przypuszczenia okazały się, delikatnie mówiąc, mało zgodne z rzeczywistością- wracaliśmy w to miejsce jeszcze kilka razy. A to następnego dnia, bo przecież było zamknięte. A to wieczorem, żeby zobaczyć go pierwszy raz w podświetleniu. A to wracając z całej trasy nad ranem pociągiem do Moskwy, na poranną kawkę w pięknym miejscu. I za każdym razem nie mogliśmy się oprzeć wrażeniu, że po prostu uwielbiamy tu być! Nie mogliśmy się powstrzymać, żeby zrobić zdjęcie Soboru nr 1 876 543. Nie wiem, czy to kwestia kolorów, architektury, dziwnej aury i nastroju udzielającego się wszystkim turystom ("hurra jesteśmy tu!" selfie selfie) czy świadomości wagi miejsca. Chyba wszystko na raz. Plac Czerwony w Moskwie to jedno z moich ulubionych miejsc na świecie.
I ci ludzie na Placu:)) Atrakcja sama w sobie!
I w jeszcze lepszym doświetleniu;) Wieczorne, z ręki, bez obróbki:
Ps. Przez te kłopoty przy pierwszym podejściu przynajmniej widzieliśmy coś, czego się kompletnie nie spodziewaliśmy, i co chyba rzadko się zdarza. Zupełnie pusty Plac Czerwony!!! :)))
O tym co można znaleźć na Placu Czerwonym i w jego najbliższej okolicy pisałam w zeszłym roku tutaj. Raczej nic się nie zmieniło;)
Strelka Bar i Sobór Chrystusa Zbawiciela
To była miłość od pierwszego wejrzenia. Nowoczesna knajpka, tuż nad brzegiem rzeki Moskwy, z widokiem na największy Sobór na świecie- Sobór Chrystusa Zbawiciela. Do tego zimne, białe wino, gorące, leniwe, letnie, sobotnie popołudnie i zachód słońca. No jak można mieć złe wspomnienia z takiego miejsca, w takich pięknych okolicznościach przyrody! Nie mogliśmy z niego zrezygnować, będąc znów "w okolicy".
I choć nie było łatwo się tam dostać (z okazji zbliżającego się FIFA2018 cała Moskwa jest rozkopana, chodniki wymieniane, trawniki malowane a Kładka Patriarchów do Strelka Bar akurat była zamknięty!) to tym razem równiez było cudownie.
Dostaliśmy prawie ten sam stolik:) Mieliśmy białe wino:) i zachodziło słońce:) Nie mówcie więc, że nic się w życiu nie zdarza dwa razy!;)))
O Strelka Bar i innych miejscach polecanych przez nas na chillout w Moskwie możecie przeczyta tutaj.
To były miejsca, które odwiedziliśmy w Moskwie ponownie.
Cała reszta była już dla nas NOWA, więc zasługuje na NOWY post!;)
Intacz!