Zachodniopomorskie to nie tylko piękne, piaszczyste plaże i czysta, zazwyczaj lodowata (ale za to bezsinicowa) woda Bałtyku. W poszukiwaniu ciekawych miejsc, warto również nieco oddalić się od brzegu. Cały obszar Pomorza Zachodniego, wraz z przyległymi od południa Pojezierzami, to jeden wielki plac zabaw dla miłośników opowieści o niemieckich (i radzieckich!) XX-wiecznych mieszkańcach tych terenów. Zamknięte przez dziesięciolecia miasta-widma, bunkry, tajne, ukryte w lasach ośrodki militarne. Jeśli dodamy do tego niezadeptane jeziora i sielskie widoki to, jak dla nas, mamy gotowy przepis na bardzo ciekawą weekendową zabawę oraz odpoczynek w jednym.
Najtrudniej zwiedzać "swoje" okolice. To, co od lat jest obok, wydaje się być mało egzotyczne, mało odkrywcze i niezbyt pociągające. Ciężko zmusić się do spojrzenia na dobrze znane (z map!) tereny raz jeszcze, pod innym niż zawsze kątem. Człuchów, Miastko, Szczecinek i w końcu Borne Sulinowo- te miasta i ich okolice nigdy nie kojarzyły mi się z czymś niezwykłym. Aż któregoś pięknego letniego weekendu, nadkładając jakies dwa razy drogę powrotną z Darłowa do Trójmiasta, postanowiliśmy wcielić w życie nasz standardowy plan na bezplan i sprawdzić naocznie, czy również i w tym terenie, na pograniczu pomorskich województw, można znaleźć coś ciekawego i pięknego, w naszym rozumieniu tego słowa. Zjechaliśmy więc na południe, zahaczając o ciekawe pałace i niezwykłe kościoły, trafiając w końcu do krainy miast, budynków i ... dawnych radzieckich baz rakietowych, o bardzo wyjątkowej historii.
Pomorski Hogwart- Pałac Otto von Bismarcka w Warcinie
Pierwszy budynek, który chcieliśmy zobaczyć znajdował się już około 30 km na południe od Sławna. Tyle lat mieszkałam w tej okolicy nie mając świadomości, że tuż za rogiem czai się dwór o tak niezwykłej historii. Właścicielem pałacu w maleńkim Warcinie był nikt inny tylko jeden z najwybitniejszych mężów stanu XIX-wiecznej Europy, premier i minister spraw zagranicznych Niemiec Otto von Bismarck. XVII-wieczna posiadłość była miejscem odpoczynku i ostatnią stałą siedzibą Żelaznego Kanclerza, autora zjednoczenia Niemiec. Dziś, pięknie utrzymany teren wraz z budynkami, malowniczymi stawami i budowlami w lasku służy społeczności jako Zespół Szkół Leśnych. Pałac otacza piękny park z cennym starodrzewiem. W pobliżu znajduje się źródełko leśne, ogród botaniczny, kaplica Bismarcków oraz Centrum Edukacji Regionalnej w dawnej wozowni stojącej niedaleko pałacu. Dzięki niezwykłemu budynkowi z wieżyczką oraz sielskiemu terenowi wokół niego, skojarzenie z Hogwartem nasunęło nam się samo. Uczyć się w takim miejscu musi być bardzo przyjemnie!
Niestety trafiliśmy na weekend więc główne budynki były zamknięte. Na szczęście posesja pozostała otwarta i mogliśmy pobuszować nieco po tym starannie zagospodarowanym i wypielęgnowanym terenie. Świetnie, że miejsca z taką historią, nawet w tak niepozornej wsi na uboczu małego miasta są wykorzystywane i zadbane!
Kościółki w kratę
"W XVIII i XIX wieku dominującym elementem krajobrazu wiejskiego na Pomorzu było budownictwo szkieletowe. W kwatery drewnianych konstrukcji budynków wstawiano dyle, które owijano powrósłami słomianymi i oblepiano gliną. Powierzchnię kwater bielono wapnem na biało, a belki drewniane zabezpieczano smołą. W ten sposób budowano chałupy mieszkalne, zabudowania gospodarcze, kuźnie, szkoły, kościoły i dwory, dużo z nich zachowało się do dnia dzisiejszego w wielu gminach nadmorskich (Darłowo, Sławno, Malechowo, Postomino, Ustka, Słupsk, Kobylnica, Smołdzino, Wicko). Cała Europa północna, zwłaszcza kraje basenu Morza Bałtyckiego, była w omawianym okresie podobna pod względem architektonicznym. Symetryczny układ konstrukcji szkieletowej oraz wypełnienia kwater bielone wapnem nadały budynkom efekt wizualny przypominający kratownicę, stąd też teren, na którym zachowały się duże skupiska tego typu budownictwa nazwano " Krainą w Kratę"." (źródło i więcej informacji na stronie: http://www.swolowo.pl/kraina_w_krate_kontekst_historyczny.html)
Bliższe przyjrzenie się tej krainie jeszcze przed nami! A wspominam o tym dlatego, że tym razem, po drodze, udało nam się zobaczyć kilka bardzo starych kościółków o budowie szachulcowej. Niestety (jak dla nas) wszystkie one były już odnowione. Ubolewam nad tym jedynie z wizualnego punktu widzenia, bo fakt, że wyglądają teraz jak nowe z pewnością uchronił je przed całkowitą dewastacją i zniszczeniem oraz spowodował, że jeszcze bardzo wiele pokoleń będzie mogło podziwiać tę niesamowitą dawną architekturę.
Pierwszy z kościółków znajduje się tuż obok pałacu Otto von Bismarcka, w Warcinie.
Ewangelicki kościół szachulcowy z XVI w został przeniesiony z Ciecholubia koło Kępic, gdzie niszczał w opłakanym stanie. Za miliony z Unii Europejskiej kościół zrekonstruowano i przeniesiono do Warcina, gdzie stanowi teraz atrakcję turystyczną oraz służy mieszkańcom. Nas natomiast dużo bardziej zainteresowała stara szachulcowa chatka położona tuż obok kościółka. Malowane kwiatem cudo z zakazem fotografowania, któremu niestety nie mogliśmy sprostać.
Inne kościoły szachulcowe (wszystkie wyremontowane) znaleźliśmy jeszcze w Cetyniu i Łubnie koło Barkocina. Tylko w powiecie słupskim jest 8 odnowiych z unijnych pieniędzy zabytkowych kościołów.
Po drodze zajechaliśmy jeszcze do pałacu w miejscowości Barnowiec. Niestety okazało się, że pałac jest juz wyremontowany i stanowi część prywatnego gospodarstwa. Mieliśmy szczęście i spotkaliśmy właścicielkę, która pozwoliła nam nieco pokręcić się po podwórku i obejrzeć XVII wieczny budynek z bliska.
Lobeliowe jeziora koło Miastka
Jadąc dalej na południe polnymi drogami znaleźliśmy świetne miejsce na odpoczynek i krótki piknik. Zjedliśmy i odpoczęliśmy w otoczeniu nieskalanych turystą lobeliowych jezior, 8 km od Miastka.
Lobelie to te piękne, delikatne roślinki na tafli w tle („relikt borealno-atlantycki”) porastające jedynie ultraczyste jeziora oligotorficzne. Rezerwat florystyczny, nad którym przyszło nam w wcinać kabanosy w błogim cieniu dziewiczych lasów to Jezioro Orle. Oczywiście moje wprawne oko od razu rozpoznało elismą pływającą, turzycą nitkowatą, poryblin jeziorny, stroiczkę wodną, grążel drobny i główną bohaterkę - lobelią jeziorną;))
Przewodnik nie kłamał określając to miejsce mianem idealnego pleneru na film o rusalkach, zaklętych pannach wodnych czy wodnikach.
W najbliższej okolicy znajdują się jeszcze dwa jeziora lobeliowe: Kamień i Smołowe. Tak czy inaczej, było pięknie! I co najważniejsze- całkiem chłodno w ten upalny dzień.
Borne Sulinowo- niezwykłe miasto!
Borne Sulinowo przez 70 lat nie istniało. Nie było go na mapach ani w ewidencjach. Oficjalnie nie należało do terenów Polski. Kolejno hitlerowcy i sowieci urządzili tu sobie garnizon i przygarnizonowe miasteczko.
Wszystko zaczęło się tu w latach 30 XX w. gdy na pobliskim poligonie ćwiczyli niemieccy artylerzyści i czołgiści. Dla nich na miejscu wsi Lipie zbudowano miasteczko koszarowe o nazwie Gross Born. W latach 1934–1937 utworzono Wał Pomorski. W 1936 zakończono budowę miasteczka militarnego dla szkoły artylerii Wehrmachtu, którego otwarcia dokonał 18 sierpnia 1938 Adolf Hitler. W garnizonie Groß Born stacjonowały jednostki dywizji pancernej Heinza Guderiana przed atakiem na Polskę w 1939. Na poligonie ćwiczyły oddziały Afrika Korps dowodzone przez gen. Rommla (drugim poligonem Afrika Korps była Pustynia Błędowska).
W późniejszym etapie zorganizowano tutaj (oraz w pobliskim Westfalenhof- dziś Kłomino) obóz jeniecki, w którym przetrzymywano jeńców francuskich i polskich. W lutym 1941 w obozie było 3731 Francuzów, a w styczniu 1945 – 5391 Polaków. Trafiła tu także duża część żołnierzy powstania warszawskiego.
W 1945 roku miasto zajęła Armia Czerwona, która aż do 1992 roku użytkowała zastane budynki. Mimo, że obszar ten został w 1945 formalnie włączony do Polski, a w ewidencji gruntów figurował pod nazwą „tereny leśne”, to faktycznie był on oderwany od struktury terytorialnej kraju. Do 12 października 1992 wojsko radzieckie (w tym czasie już rosyjskie) ostatecznie opuściło Borne Sulinowo – było to 15 tysięcy żołnierzy kontyngentu 6 Witebsko-Nowogródzkiej Gwardyjskiej Dywizji Zmechanizowanej Armii Rosyjskiej. W kwietniu 1993 miasto zostało przekazane polskim władzom cywilnym. Po oficjalnym otwarciu miejscowości, 1 października został jej nadany przez Radę Ministrów RP status miasta. Tym samym rozpoczął się proces zasiedlania.
Obecnie mieszka w tym niezwykłym miejscu około 4000 osob, a włodarze stawiają na rozwój miasta poprzez turystykę.
Mieliśmy wpaść tu tylko przejazdem, pooglądać i jechać dalej, ale miasto i pozostałości po dawnych budynkach oraz jakby nie patrzeć- cudowna przyroda wokół, tak nas zaczarowały, że postanowiliśmy zostać na noc.
Miasto jest zadbane, zagospodarowane prawie w całości. Poniemiecki, żołnierski porządek w układzie ulic i symetrii budynków sprawia, że wyobraźnia nie musi się zbytnio wysilać, aby w tym miejscu zobaczyć miasteczko sprzed kilkudziesięciu lat. Niektóre stare, pokoszarowe budynki są nieodnowione, co wg nas fajnie wpływa na odbiór całości jako miejsca autentycznego. Jest również kilka ruin, które można zwiedzać (na własną rękę i odpowiedzialność!). Podobno, stan budynków nieodnowionych i niszczejących przedstawia obraz tego, do czego doprowadzili już Polacy. Niestety, czy to bieda czy łatwość łupu sprawiły, że miasto w początkach swej polskiej historii zostało splądrowane i ograbione.
Fajnie, że ciekawe miejsca są opisane i wyznaczona jest wśród nich ścieżka turystyczno-spacerowa. Ułatwia to ogarnięcie całości. Można spośród naprawdę wielu starych budynków czy innych śladów przeszłości rozproszonych po całym mieście wybrać te, które wydają nam się najbardziej interesujące. Na ścieżce znajdują się punkty takie jak:
- Urząd Miejski,
- Skwer przed Urzędem z dawnym Domem Partii, siedzibą KGB i prokuratury wojskowej.
- Dawna kantyna oficerska
- Dawny szpital wojskowy
- Brama wjazdowa od strony Łubowa
- Rampa kolejowa
- Magazyny przy ul. Towarowej
- Dawna siedziba wojskowej straży pozarnej
- Lotnisko sportowe
- Osiedle bloków mieszkalnych typu "Leningrad"
- Skwer (teren zielony) pomiędzy ulicami Marii Konopnickiej i Fryderyka Chopina
- Brama wjazdowa od strony Szczecinka
- Dom Żołnierza
- Budynek Kulturalno-Oświatowy przy Zespole Szkół
- Hala sportowa i teren rekreacyjny
- Kościół pod wezwaniem Św. Brata Alberta
- Budynek dawnego aresztu wojskowego
- Kasyco oficerskie (Garnizonowy Dom Oficera)
- Pozostałości willi gen. Heinza Guderiana
- Willa gen. Dubynina
- Półwysep "Głowa Orła" i jezioro Pile
Najfajniejsza naszym zdaniem atrakcyjna atrakcja Bornego Sulinowa, Dom Oficera.
Zbudowany przez Niemców w latach 1934 – 36 reprezentacyjny budynek garnizonu Gross Born. Mieściły się w nim sale wykładowe szkoły artylerii armii niemieckiej – Wehrmachtu. Szkolono tu m.in. oficerów i podoficerów stacjonujących w mieści jednostek pancernych gen. Guderiana. W części budynku od strony jeziora było tu kasyno oficerskie, a wszystkie oficjalne uroczystości odbywały się w okazałej sali widowiskowej. Ulica, przy której się znajduje nosiła wtedy nazwę Kasino Strasse.
W „okresie radzieckim” historii miasta (1945 – 1992) obiekt nosił nazwę „GARNIZONOWY DOM OFICERÓW” i pełnił funkcję centrum kulturalnego miasta. Było tu: kino, teatr, sala koncertowa, dyskoteka, siedziba lokalnej telewizji transmitującej m.in. programy z Moskwy. Od strony jeziora była restauracja. Na oficjalnych uroczystościach i akademiach w murach budynku gościli głównodowodzący armii „Układu Warszawskiego”.
(źródło: http://cit.bornesulinowo.pl/cms/zabytki/)
Wokół Bornego Sulinowa mnóstwo jest innych militarnych atrakcji, takich jak pozostałości tzw. Wału Pomorskiego, bunkry, jazy forteczne na rzekach.
Na przeciwko "cmentarza z pepeszą" zaczyna się droga prowadząca na największe w Polsce wrzosowiska -"Diabelskie Pustacie". Oczywiście z góry wiedzieliśmy, że o tej porze roku jeszcze nic tam nie zastaniemy ale nie mogliśmy się powstrzymać, żeby nie zajrzeć;) Pół godziny po mega wertepach w jedną stronę zdecydowanie nie było warte takiego widoku, ale co zrobić jak ciekawość zawsze zwycięża 😀
Na całodniową wycieczkę po samym Bornym Sulinowie, a także po jego okolicach można wybrać się z przewodnikiem. My nie korzystaliśmy z tej opcji więc nie będziemy Wam polecać nikogo konkretnego, ale w "Internetach" znajdziecie niezbędne informacje.
Na szczególną uwagę zasługuje jeszcze jeden atut tej miejscowości- piękne jezioro oraz lasy. Pełna infrastruktura turystyczna i stosunkowo mało turystów sprawia, że wypoczynek w takim miejscu jest wyjątkowo wydajny;)
Kłomino- ostatnie ślady po osadzie duchów
Wymarłe miasto. Miasto duchów. Polska Prypeć przy Czarnobylu.
Kłomino, położone na styku województw zachodniopomorskiego, pomorskiego i wielkopolskiego, nazywane jest różnie. I różnie tez sie nazywało: Westfalenhof- gdy wizytował je Hitler i wieziono tu jeńców polskich, francuskich i rosyjskich; Gródek-gdy następnie wieziono tu żołnierzy niemieckich. No i w końcu, od 1992 roku mamy tu polskie Kłomino.
Kiedy w końcu, po 60 latach istnienia, w 1992 miasto zostało ujawnione na mapach i włączone do Polski, rozpoczęła sie dewastacja. Nie zostało zasiedlone tak jak pobliskie Borne Sulinowo. Dziś, po wyburzeniu 50 budynków (mi. in. w celu pozyskania cegieł na budowę Pałacu Kultury i Nauki) w Kłominie pozostały 4 budynki, zjadane przez roślinność drogi, i tajemnice.
Niestety, wbrew nośnym hasłom z początku tego opisu znalezionym w internecie i przewodniku „Polska Niezwykła” wyd. Demart trochę juz za późno na wycieczkę z duchami- do osady prowadzą oznaczone drogi, mieszka tam kilkanaście osób, budynki w większości nie straszą, a „Agroturystyka u Stasia” zaprasza na wakacje w tym niezwykłym miejscu;)) Klasyczny przykład, ze takie miejsca trzeba zobaczyć odpowiednio szybko!
Ale lepiej nie szwędać się po pobliskim poligonie, bo pozostałości po pociskach niemieckich i rosyjskich raczej nikt nie sprzątał.
Radziecka baza rakietowa w Brzeźnicy-Kolonii
Całkiem niedaleko Kłomina, leży kolejne ciekawe miejsce. Ciężko do niego trafić, nie ma tu żadnych drogowskazów czy tablic pamiątkowych wskazujących drogę.
Nieopodal Bornego Sulinowa na zamkniętym terenie w Brzeźnicy znajdował się jeden z magazynów radzieckiej broni nuklearnej przechowywanej na terenie Polski, przeznaczonej do użycia (według planów operacyjnych) w czasie wojny z Zachodem – również przez Wojsko Polskie. W okolicznych lasach do dziś pozostały schrony po przewoźnych wyrzutniach SS-20.
Co najważniejsze- to miejsce jest bezpieczne i nie ma tu promieniowania (było badane ). Mogliśmy więc bez przeszkód poszwędać się po lesie pełnym niezwykłych pamiątek.
A jak tu trafić? Jadąc z Kłomina w kierunku miejscowości Szwecja, w pewnym momencie znajdziecie się na skrzyżowaniu, z oznaczeniem miejscowości Brzeźnica Kolonia. Znak informuje, że należy skręcić w lewo ALE wtedy właśnie należy skręcić w prawo, na drogę szutrową w las. Tam po jakimś czasie zobaczycie drogowskazy na bunkry i dawną bazę rakietową. My musieliśmy pytać się we wsi bowiem w internecie nie znalazłam opisu jak tam dotrzeć, a znaków przy drodze brak.
Informacje praktyczne
Nocleg
Spaliśmy w Bornym Sulinowie. Jako, że zdecydowaliśmy się na to o 21.00 nie ma co narzekać, że wszystko w okolicy było zajęte:) Na bookingu nie było gdzie spac w promieniu 100 km (szczyt sezonu i wszystko zajete!), wiec cieszyliśmy sie jak dzieci, gdy jedyny wolny pokój w mieście wskazała nam kelnerka z miejscowej restauracji.
I tak sie złożyło, ze był to zdecydowanie najgorszy nocleg na jaki trafiliśmy od nie pamietam jak dawna Pościel nie zmieniona po PSIE, brak papieru toaletowego, bruuuudno wszędzie i ukraińskie rozmowy o życiu do 1.00 w nocy pod otwartym (bo przecież gorąco) oknem.
Mimo, ze pościel nam w koncu zmieniono, było nam tak obrzydliwie, że kompletnie sie nie wyspaliśmy (nie licząc Leosia, który był tak padnięty, że po prostu zasnął i rano sie poplakał, gdy wyprowadziłam go z błędu, jakobyśmy mieli zostać tu dłużej. Tak mu się podobało...).
Koszt: nocleg-140 zł za nas wszystkich; wspomnienia- bezcenne;)
Jedynym fajnym punktem tego noclegu był bardzo duży, publiczny plac zabaw tuż przed budynkiem. Rada na przyszłość- szukajcie nie tylko na bookingu, podobno na OLX sporo osób "niebookingowych" ogłasza swoje wolne miejsca.
Jedzenie
W Bornym Sulinowie jedliśmy w restauracji przy pensjonacie "Ani" na rogu ulic Różanej i Chrobrego. Smaczne, domowe jedzonko w olbrzymich (żołnierskich?) porcjach i normalnych cenach. Zamówiona zupa (kapuśniaczek) trafiła do nas na stół w formie... całej wazy! Plac zabaw dla dzieci z pewnością ucieszy dzieciatych:)
Na obiad po drodze do, lub z Trójmista bardzo polecamy zatrzymać się w restauracji "Stara Kaszarnia" w Człuchowie. Pyszne jedzenie, miła obsługa, fajny wystrój (wyremontowany budynek z czerwonej cegły), ceny nie wybujałe plus kącik dla dzieci.
Tutaj znajdziecie więcej informacji: http://starakaszarnia.pl/restauracja
Jeziora (Swornegacie)
Jadąc na taką wycieczkę w lato odpoczynek nad jeziorami sam wprasza się w plan dnia. Oprócz wspomnianych wyżej jezior lobeliowych, podczas tego wyjazdu skorzystaliśmy z jeziora Pile w Bornym Sulinowie oraz, już w drodze do domu, z jeziora Krasińskiego w miejscowości Swornegacie- tuż przy Parku Narodowym Bory Tucholskie. Obydwa jeziora są czyste, turystycznie zagospodarowane i jednocześnie bardzo przyjemne do kąpieli, szczególnie podczas takich upałów;)
Jak widzicie,
środkowa część Pomorza Środkowego:) czy też Pojezierze Pomorskie to nie tylko przestrzeń, przez którą przejeżdżamy z południa w drodze na plaże. Warto zatrzymać się tu na dłużej, a co więcej- np. okolice Bornego Sulinowa wg nas doskonale nadają się na cel wycieczki same w sobie. Jest to świetna opcja dla osób lubiących poznać mało znane miejsca i fakty, jednocześnie nie zamykając się na relaks w czystej postaci.